Scena w której żali się, że Superman zabrał mu wszystko, do czego ochrony ZOSTAŁ STWORZONY

Ktoś mi może wyjaśnić, dlaczego podwładna Zoda i ten drugi, większy bijąc się z Supermanem dorównywali mu mocami? Przecież myk z mieszkańcami Kryptonu był taki, że na swojej rodzimej planecie mieli normalną moc. Jak zwykli ludzie. Na Ziemi Superman ma te swoje supermoce dlatego, że jego rasa tak reaguje na lżejsze warunki panujące na planecie ALE okupione jest to bólem i koniecznością dostosowania się. Kombinezony/statki miały chyba za zadanie stworzyć warunki, które odpowiadały by tym na Kryptonie. W momencie jak Zodowi rozpierdolił się kombinezon, zaczął przeżywać to co Superman w dzieciństwie ale jak już to opanował, zaczął rozkurwiać. Dwójka jego podwładnych natomiast zaczęła wymiatać bez żadnych problemów, w pełnym rynsztunku.

Z tego co kojarze to zbroja miala ich po prostu chronic przed negatywnymi reakcjami na bodzce (wzrok/sluch glownie). Poza tym oni byli genetycznie zaprogramowani do bycia zolnierzami, mieli tone doswiadczenia wojennego, a superman poki co to chlopek roztropek ze wsi. Zreszta ciezko sie spodziewac 100% logiki w takim filmie
Mnie troche bardziej (przynajmniej na poczatku) uderzylo jak wiele osob zginelo w smallville i w samym metropolis. W komiksach supes praktycznie nikt nie ginie, a tutaj byla konkretna hekatomba, nie mowiac o samym finale filmu. Cos czuje, ze Lex Luthor to wykorzysta w sequelu ;]

Jak na moje to główną przyczyną tego, że wszyscy tak koksili na Ziemi był fakt o wiele niższej grawitacji (co tam było w wspominane kilka razy) niż na Kryptonie, a nie atmosfery, czy jakiejś tam flory bakteryjnej - anomalie tych mocy, które im doszły ze względu na Ziemskie otoczenie to lasereki i rentgen.

Dla mnie ten background story całej rasy w ogóle się nie trzyma kupy. Mamy w chuj potężną rasę napierdalająca ekspansje po całym wszechświecie, z wypracowaną terraformacją, flotę pierdyliona statków porozpierdalanych po krańcach rzeczywistości i w pewnym momencie postanawiają osiąść wszyscy na 1 planecie i zginąć na niej...

wszyscy byli genetycznie zaprogramowani do jednej, konkretnej funkcji w społeczeństwie i tylko pojedyncze jednostki były się w stanie wyłamać z szablonu - Jor-El, Zod. Rządzący byli debilami i nic nie zrobili w kwestii nieuchronnej katastrofy. Natomiast kolonie padły chyba po zniszczeniu głównej planety, nie wiem czemu w sumie, widocznie aż tak byli uzależnieni od struktur rasowych. Mogli to jakoś lepiej opisać. Co do Ziemi, to akurat była im na rękę i w pobliżu I guess.