Riftwar Trilogy ( i inne książki z Midkemii).
Fajne. Ale mam poważne ALE:
a) autor momentami za bardzo się skupia na pierdoła typu, kto się komu podoba, kto się z kim żeni, kto z kim ma dzieci etc. Jak w jakiejs kuwa zasranej brazylijskiej telenoweli(!!!). Ja zwyczajnie przez te fragmenty szybko przelatywałem, zatrzymując sie tylko jak było coś ciekawego pomiędzy.
Jak ktoś nie trawi takich rzeczy i nie potrafi szybko czytać to odradzam, bo sie zanudzi ;p.
Druga wada (albo zaleta ?), to strasznie skondensowane tempo akcji, pierwszy tom ma akcje na przestrzeni okolo 10 lat. Nie lubie takiego nagromadzenia akcji, bo przez to za mało informacji pobocznych uzyskuje (na temat świata ;p).
Tak czy inaczej, podoba mi się koncept. Ciekawie zrobiony świat, z jednej strony niezbyt oryginalny, z drugiej wyraźnie inny niż nasz. Mimo, że Tsuruani są żywcem wzorowani na kitajcach.
Cytuj:
najpopularniejsze eddingsa to raczej: Belgariada i Malloreon.
No tak. Problem z tymi ksiązkami polega na tym, że jeśli nie liczyć paru detali, to jest kropka w kropke Władca Pierśeni. Troche inni bohaterowie, troche inny setting, ale wszystko to do siebie strasznie podobne.
Trylogia Wojny światów - Raymond E. Feist.
W sumie Rift to ta był tylko jeden. No ale od czegoś trzeba zacząć
![:p](./images/smilies/icon_razz.gif)
.