Kurwa po ciemnej stronie mocy nigdy nie było jeszcze takiego emo-pizdusia jak Kylo ren, chłopak wygląda i zachowuje się jak jakiś emo-płaczek w większości scen, w których z kimś rozmawia. Sprawia wrażenie jakby chciał uciec do swojej piwnicy, a tam się pociąć i posłuchać trochę Linkin Parka.

Dobrze, że przez większość filmu chodzi w ładnym kasku, który całkowicie zmienia mu głos na taki typowy Vaderowy. Oczywiście on nie potrzebuje tego kasku z żadnego praktycznego powodu jak Darth Vader, on po prostu ukrywa w ten sposób swoje dziewictwo.

Ponadto kolejny raz złe ludki zbudowały sobie nową wersję Gwiazdy Śmierci, która tradycyjnie została wyjebana w kosmos. Ogólnie to przez cały film miałem wrażenie, że historia jest mało absorbująca i chodziło w niej głównie o to, żeby upchnąć wszystkie typowe dla star warsów sceny i patenty.

Panna Rey, główna bohaterka dawała mocno radę, czarny przyjaciel już trochę gorzej, Han Solo zawsze na propsie, a księżniczka Leia niestety ma jakiś paraliż twarzy od botoksu czy innego syfu.