wypowiadam sie na temat tego co autor mial na mysli, ktory to autor rowniez nie ma wiekszego pojecia.

Czyli pierdolisz czypoczy?

Rzeczywiście - autor inny i już zaczynam go mylić ze spamlanderem, bo też pierdoli coś, o czym nie ma najmniejszego pojęcia.

nie pierdole masterze programowania z HR.

pi ejcz pi to nie rijal programming!

Ue tam, nigdy w zyciu nic nie programowalem

Jedyne co bym sie moze chcial nauczyc to porzadnie SQL i Javascript

chyba cos pisales o Ruby bo chciales cos na jakas swoja stronke zrobic

A to Ruby to hobbystycznie

Jak to wczoraj było na konferencji Google - wyciągnijcie z siebie swojego wewnętrznego geeka

rotflem, z tego tętniącego życia całą noc.

to rotflaj - wprawdzie nie tętni tak jak u ciebie nygusami i cyganami na dzielni, ale tętni.

Ja tam nie porównuje miast pod względem "tętniącego życiem" ale bardziej jakością życia codziennego.
Jeżeli wyznacznikiem jest poziom ilości imprez, to chyba ja gdzieś zbłądziłem.
Dla porównania, Londyn < Bath. Mniejsza mieścina, ciszej, więcej zieleni, bezpieczniej. To samo jak wezmę Trójmiasto < Kołobrzeg czy aktualnie co mam okazję widywać Zurych < Lausanne.

LOL.
Chyba się z chujem na głowy pozamieniałeś.

Z innego punktu widzenia to tak. Jak dorośniesz to imprezy ci się znudzą, betonowe bloki wraz z głośnymi ulicami w weekendy będą ci ciążyć.

Dla hand-solo bez rodziny lub bez ewentualnego stażu w wyścigu szczurów i ruchania co impreze (lub faili na nich) Trójmiasto > Kołobrzeg. Kwestia wieku a nie gustu - wszyscy 40+ albo spierdalają albo marzą o spierdoleniu na obrzeża/prowincje/wieś.

EDIT: A 30+ to zdania są podzielone jedni tak drudzy tak.

Kołobrzeg, moge tam akurat jezdzic nad morze za bardzo tanie pieniadze... ale nie chce bo nie lubie tego miasta, lipa. Ale takie Mielno to jeszcze gorzej.

Tak dla ścisłości, to Kołobrzeg dałem jako przykład mniejszego i bardziej zielonego miejsca.
Jest pierdyliard więcej mieścin co też je przebiją. Taki Żywiec w górach to już high-end jak ktoś ma dom.

to tętnienie to kilku meneli na ławkach + podchmielone grupki "proszące o 5zeta"

Kraków, Gdańsk, Wrocław są dużo bardziej imprezowymi miastami niż snobistyczna pełna dresów Wwa.

Kołobrzeg to przecież jedna z większych imprezowni dresiarskich w sezonie, nienawidzę tam jeździć

Mareczka wnikliwe obserwacje z perspektywy negrohood w Lądku. hehe

Widać w wawce też mieszkał w najgorszej dzielnicy - tak jak i potem w lądku zdrój.

Pisał, że wyciągał stówkę na tydzień co na mandat za picie nie było, więc pewnie mieszkał w jakimś rezerwacie z dresami.

z perspektywy 12 lat spędzonych w Wwie.
akurat wrażenia odnośnie ścisłego centrum, gdzie nie było żadnego klimatycznego pubu studenckiego. I chyba do tej pory nie ma.
Co innego Kraków, gdzie bywałem często i gęsto. Miasta - przeciwności.
Gdańsk też miał swój klimat.
Wrocław podobnie.

Warszawa to snobistyczna pełna dresów betonownia.