Do kogos kto sie uczy chodzi sie na wlasne ryzyko
Pamietam jak moj kolega "plakal" ze malo kto chce do niego przychodzic sie leczyc (byl dentysta na 3cim roku studiow) bo kazdy uwaza, ze nie ma co ryzykowac - gdyby wszyscy wychodzili z takiego zalozenia to nie byloby lekarzy
btw: anegdota mi sie przypomniala na ten temat - ponoc autentyk
Gosc kupil olbrzymi diament i postanowil go dac do oszlifowania.
W tym celu odwiedzial najwiekszych i najbardziej renomowanych jubilerow w amsterdamie i wszedzie mu odmawiano. W pewnym momencie myslal, ze juz sie udalo bo jeden z jubilerow sie zgodzil ale gdy zaczal sie przymierzac do szlifowania rece mu zaczely latac i finalnie odmowil - za duze ryzyko ze cos pojdzie nie tak, brylant peknie, gosc sie skompromituje, straci renome etc.
Wreszcie zdesperowany wlasciciel diamentu trafil do malego, zapomnianego warsztatu naprawy bizuterii. Bez cienia nadziei wytlumaczyl o co mu chodzi i pokazal dament wlascicielowi - staremu zydowi ktory juz lekko niedowidzial.
Ten nie zastanawiajac sie dlugo dal diament swojemu czeladnikowi nie zwazajac na prostesty wlasciciela - po chwili pieknie oszlifowany brylant byl gotowy.
Facet byl w ciezkim szoku ale po chwili otrzasnal sie i pyta zyda jak to mozliwe ze najbardziej renomowani mistrzowie bali sie dotknac wielkiego diamentu a tutaj byle uczen zrobil to szybko i bez problemu.
Zyd odpowiedzial: "Widzi Pan - chodzi o to ze ten moj czeladnik wlasciwie sie na tym nie zna i nie ma nic do stracenia..."
Czasami niedostatki wiedzy pokrywa sie brakim uprzedzen