Ale piszpan. Ja jestem rześkim 18 latkiem. Nie jakimś zdziadziałym 50 latkiem z trójką dzieci. Nie muszę i nie chcę planować podróży. Wolę spontan. Może nie zobaczę wszystkiego co warto, ale przynajmniej bez stresu się bawię.
Ogólnie jak Nefastus napisał. Dzisiaj zwiedziłem już L.A. downtown meksykańską część. Jadłem tam streetfood ichniejszy. Nic super ciekawego. Hot dog mnie zapchał strasznie, a tacos... No cóż - znośne, ale bez rewelacji. Zamówiłem z cry baby salsa, którego gość nie chciał mi dać, bo "too spicy, not for gringos"... A to gówno nawet od jalapenos DUŻO słabsze. Kolendry napieprzone tyle, że do teraz mi się odbija.
Zaraz zuploaduję fotki z tego śniadania i lunchu czy tam brunchu.
Teraz chwilę odpoczywam w dzielnicy finansowej. Tu już sporo białych, wszyscy pod krawatem, a ja nerdzik w koszulce star warsów hehe.
Swoją drogą ciekawą strategię na wyłudzanie mają barmanki. Laseczka (no muszę przyznać, że zajebiście ładna - definitywnie mój typ
) cały czas się uśmiecha, flirtuje, a na rachunku zapisuje jakiś numer telefonu. I oczywiście serduszko przy rubryce na napiwki hehe. Nawet nie wiem jak to tutaj dzia
Frajerzy mogą się nieźle naciąć myśląc, że one tak na poważnie
Tijuana odpada w tym roku. Ogólnie pobyt w CA mam do piątku i lecę dalej.
_________________
ciemny lud to kupi
Deshroom napisał(a):
jeszcze mnie lewy kciuk boli od biegania