No kilka lat minelo od tego czasu, ale mam pewne doswiadczenia.
Pierwsze 3 lata studiow to bylo najpiekniejsze 5 lat w moim zyciu. Impreza za impreza, w akademiku, w knajpach, w weekend pracowalem, ale wieczorami biby, wbijalismy sie na imprezy uniwerkowe, bo u nas byla jedna laska w ekipie, ogolnie "Sex, muzyka, politechnika! Piwo, wóda, Polibuda!". W akademiku robilismy rzeczy, ktore kraza legendami po wydziale (oraz powtarzalismy te legendy ktore juz powstaly). Czesciej lazilem na piwo niz na zajecia, kazdy pretekst do urwania sie byl dobry, niewiele sie uczylem. Zreszta wiekszosc mojej ekipy tez, co zaowocowalo tym, ze 90% z nas bedzie sie bujac ze studiami pewnie z 8 -9 lat. Ale warto bylo
Z tym, ze moj wydzial (MEiL) to dosyc ciekawe zjawisko:
1. Dosyc latwo sie dostac (przynajmniej kiedys, teraz podobno jest trudniej).
2. Trudno skonczyc (a w terminie koncza nieliczne jednostki, ja znam 1 osobe z najblizszego otoczenia z mgr inz po 5 latach).
Wynik tego taki, ze podostawalo sie na uczelnie sporo ludzi, ktorym nie chcialo sie uczyc zeby dostac sie gdzies indziej albo 'pospadali' z elitarnych wydzialow, gdzie potrzeba bylo 3 razy wiecej punktow zeby sie dostac. Do tego dochodzil wysoki poziom od samego poczatku, a nawyki imprezowe pozostawaly, stad efekt. Srednia studiowania na moim wydziale to ponad 7 lat. Oficjalne statystyki z poczatkow moich studiow. Teraz nie wiem;-)