Lokken1 napisał(a):
embe napisał(a):
Znajomi na wiosnę opowiadali jak wygląda zwiedzanie paryża, na lotnisku mają cie w dupie że znasz angielski i tylko po francusku się dogadasz, wszędzie śmieci, publiczne toalety okupowane przez młodych asfaltów, po 21 praktycznie wszystko się zamyka i z ulic znikają wszyscy poza tymi co wzbogacają ich, restauracje i puby tylko w hotelach i zamkniętych obiektach, to nie kraków gdzie w sobote o 3 rano można się zastanawiać do jakiego lokalu iść dalej, do tego paryskie metro wieczorem unikać, komunikacja miejska zdewastowana.
Może histeryzowali nie wiem, nie byłem osobiście.
Histeryzowali. Bylem w maju. Nie mialem problemu by sie dogadac po angielsku. Pelno ludzi w kafejkach po 21-tej, ale ja siedzialem jedynie w scislym centrum.
Ja pomieszkuję w Paryżu co kilka lat, w mieszkaniu kuzynki w XIII dzielnicy. Zmiany widać, beżowych jest coraz więcej, dominują wieczorami na ulicach (coś jak u nas drechy w bramach; pasywno agresywna obecność). Czarnuchy wbrew pozorom się integrują z cywilizacją, można ich porównać do polskich prowincjuszy - trochę folkloru, trochę bezczelności. Nie wiem jak ze znajomością angielskiego, znam francuski na poziomie turystycznym. Kiedyś babka w sklepie z pamiątkami mnie rozjebała, bo angielskiego nie znała. Do dziś nie wiem czy przez zwykłą złośliwość - bo camera i photo aparat to raczej nie są skomplikowane słowa. Knajp z alko mało, sklepów też. I głównie wino, a ja piwosz. Kuchnia w bistro tłusta. W sumie - jak na Gocławiu, tylko zamiast drechów beżowi. I budynki niższe. Ciągi turystyczne chyba bez zmian większych - biali w kawiarniach, biali na ulicach. Do La Defense kiedyś metrem jeździli sami biali - dziś jest kolorowo, biało - beżowo. Ośka łuków i gwiazda to dalej miejsca do "paryskiej zabawy" z filmów, ale Paryż nie bardzo spełnia pokładane w nim nadzieje. Dla mnie to Warszawa, tyle ze na zachodzie i z dużą ilością beżowych.