Aldatha
Posty: 12370 Dołączył(a): 23.04.2002
|
Napisane: 4 kwi 2016, 07:41 |
Dopiero po wielu miesiącach Giertych znalazł sposobność do wykopania rowu między Kaczyńskim i Rydzykiem. Zaproponował wpisanie do konstytucji zasady ochrony życia od chwili poczęcia co – w drugim kroku- pozwalało zaostrzyć ustawę aborcyjną. Strzał okazał się celny z powodu, którego Giertych nie przewidział. Z powodu prezydenta. Propozycja wywołała jego ostry sprzeciw, a także sprzeciw jego żony, która podpisała się pod apelem przeciwko tym zmianom. Rydzyk się wściekł. Natychmiast zaatakował PiS. ”Jestem rozczarowany-powiedział. Myślałem, że katolicy doszli do władzy i mają coś do powiedzenia… Wiedzcie o tym, że ludzie was wyplują.” Następnego dnia zaatakował jeszcze mocniej. Tym razem osobiście prezydentową: ”To skandal… Nie mówmy, że szambo jest perfumerią.”
Od razu przyszła odpowiedź z Pałacu. ”Moja żona została obrażona”- rozsierdził się prezydent. Był wzburzony nie tylko dlatego, że był chorobliwie czuły na punkcie swojego honoru. Chodziło również o zasady. Między braćmi istniała zasadnicza różnica- w przeciwieństwie do Jarosława Lech był naturą pryncypialną, nie wszystko było dla niego grą, miał poglądy, których bronił bez względu na polityczne korzyści. Był liberalnym katolikiem i pełen zakaz aborcji, do którego parł Giertych, był dla niego nieakceptowany. Poza tym nie znosił Rydzyka, brzydził się jego poglądami, nigdy nie przyjął zaproszenia do Radia Maryja. Spierał się w tej sprawie z Jarosławem, który go przekonywał do współpracy z Rydzykiem. Lech dostrzegał korzyści, ale dodawał, że Rydzyk wykracza poza zakres dopuszczalnej współpracy.
Jarosław łatwo przełknął obrazę bratowej. Oznajmił, że została wprowadzona w błąd, a Rydzykowi obiecał, że PiS włączy się do walki o ochronę życia. Był to blef, Jarosław wiedział, że brat nie podpisze niczego, co może prowadzić do pełnego zakazu aborcji. W tej jednej sprawie nie mógł Rydzykowi dać tego, co chciał. Do gry wszedł prezydent, chciał pomóc bratu, ale na swoich warunkach. Zaproponował zapis o ochronie życia, niedający pretekstu do wprowadzenia całkowitego zakazu aborcji.
Giertych od razu zaatakował. Zarzucił PiS-owi zdradę chrześcijańskich wartości, nazwał ich masonami. Metodycznie wbijał klin między Rydzyka a PiS. Atakował tak mocno, że zdołał przenieść spór do środka PiS-u. 60 posłów i senatorowie PiS napisało list do prezydenta z prośbą, aby wycofał swoją liberalną propozycję. W dniu sejmowej debaty na fotelach posłów PiS znalazły się kopie listu przewodniczącego Episkopatu ds. Rodziny apelujący do posłów, aby bronili życia. Położyli je tam posłowie Giertycha. Rzecznik dyscypliny PiS chodził po sali sejmowej i darł listy od biskupa. Ledwo ich się pozbył, posłowie LPR podrzucili kolejne prezenty – encyklikę Jana Pawła II w obronie życia oraz białe wstążki noszone w rocznicę śmierci papieża. Część polityków PiS wstążki przypięła, zanosiło się na bunt.
Więc tuż przed głosowaniem przybył wściekły premier. Obległ go tłum reporterów, tratując znaną dziennikarkę. Zarzucony pytaniami o rozłam, Kaczyński odpowiedział, że na podłodze leży kobieta i to bez butów. Urwawszy się dziennikarzom, wszedł na posiedzenie klubu. Nie ukrywał gniewu, ostro rugał posłów. Kazał im poprzeć propozycję prezydenta. Groził, że w przeciwnym razie będą wybory, a buntownicy zostaną wyrzuceni z partii. ”Wolę partię mniejszą, ale zdyscyplinowaną”- oświadczył dobitnie.
Gdy liderzy PiS wchodzili na salę obrad, Giertych nucił im marsz żałobny Chopina. W istocie wygrał, kilkudziesięciu posłów poparło Giertycha. Nie wystarczyło to, aby zmienić konstytucję, ale PiS stanął na krawędzi rozłamu. Marszałek Jurek tuż po głosowaniu zapowiedział swoją dymisję. Kwadrans później zadzwonił do niego zdenerwowany Kaczyński. ”Co się dzieje? To szkodzenie partii”- mówił premier. ”Sam do tego doprowadziłeś”- odpowiedział marszałek. W istocie Kaczyński najpierw zgodził się, aby w sprawie aborcji posłowie kierowali się sumieniem, potem im tego zabronił. Następnego dnia było posiedzenie Rady Politycznej. Kaczyński bał się awantury, która da sygnał do rozłamu. Przed rozpoczęciem obrad spotkał się z Jurkiem, naciskał na niego, aby nie wracał do tematu. Ich rozmowa została opisana we wspomnieniach Jurka. ”Wczorajszego tematu nie podejmujemy”- oświadczył Kaczyński. ”Podejmujemy”- odpowiedział Jurek. Premier wpadł w furię, zaczął krzyczeć, że Jurek rozwala partię. Ten próbował mu przerwać, ale Kaczyński nie pozwalał: ”co mi tu będziesz gadał. Ja tu jestem szefem, nie ty. Dzięki mnie zostałeś marszałkiem, nawet posłem byś nie był”. Na co Jurek spokojnie: ”Marszałkiem właśnie przestaje być”. Słysząc to, premier się żachnął: ”No nie, ja nie mogę. To jest agent albo wariat”. Obrażony Jurek wystąpił z PiS. A Kaczyński wrócił na salę i wygłosił tyradę o polityce zagranicznej. Politycy byli zdziwieni, jednak się nie odważyli zmienić tematu.
Tekst pochodzi z książki Roberta Krasowskiego Czas Kaczyńskiego. Polityka jako wieczny konflikt wychodzi na to ze Lechu byl calkiem zajebisty ![:(](./images/smilies/icon_frown.gif)
_________________ "Trust your heart if the seas catch fire, live by love though the stars walk backward."
|
|