Krzysiek nawet z sensem
Krzysztof Bosak | MIKROBLOG
4 godz. ·
Wybór Tuska przez 27 państw UE, przy sprzeciwie osamotnionej Polski, to obiektywna klęska dyplomatyczna. Była ona całkowicie do przewidzenia - warto pamiętać, że to dzięki poparciu PiS dla Traktatu Lizbońskiego stworzono w UE funkcję przewodniczącego Rady Europejskiej i zarazem zlikwidowano wymóg jednomyślnego głosowania w ważnych sprawach. Jarosław Kaczyński musiał przewidywać, że wetowanie Tuska i wystawienie kontrkandydata tak się skończy. Nie było żadnych podstaw by liczyć na sukces tej operacji. Fakt, że się na to zdecydował pokazuje moim zdaniem kilka istotnych rzeczy:
1) Polityka wewnętrzna UE ma dla Kaczyńskiego marginalne znaczenie. Ważniejsza jest polska polityka wewnętrzna. Był gotów ponieść klęskę dyplomatyczną na forum UE tylko po to by w przyszłości w polskiej debacie móc ustawiać Tuska (po jego powrocie do kraju) jako "niemieckiego kandydata", który startował w UE przeciw kandydatowi rządu RP.
2) Opowiadanie o polskich pomysłach na reformę UE to kłamstwa. Nie ma takich pomysłów, a jeśli są to ani rząd ani Kaczyński nie traktują ich poważnie. W innym wypadku nie decydowaliby się na samoizolację w UE.
3) Opowieści, którymi nas karmiono w 2016 roku o konsolidacji Grupy Wyszehradzkiej wokół Polski także nie były prawdą. Właściwie w żadnej sprawie, poza sprzeciwem wobec relokacji uchodźców, nie koordynujemy polityki i nie mamy wspólnego stanowiska. Co więcej, nie jest wykluczone, że rząd Orbana wystawił rząd Szydło obiecując wsparcie i nie udzielając go.
4) Kaczyński ocenił, że sytuacja w której UE coś nam narzuca, przy otwartym, jawnym sprzeciwie rządu RP, jest dla niego do zaakceptowania, a być może nawet uznał, że jest korzystna. To oznacza, że w następnych latach PiS wraz ze swoim elektoratem może przesuwać się na pozycje wizerunkowo i emocjonalnie coraz bardziej eurosceptyczne. Mnie to akurat nie martwi, natomiast stoi to w sprzeczności z oficjalnymi wypowiedziami Kaczyńskiego, że nie wyobraża sobie Polski poza UE ani UE wielu prędkości.
Suma wyżej zarysowanych faktów i niekonsekwencji w działaniach rządu na forum UE pozwala moim zdaniem postawić tezę, że polski rząd nie ma żadnej polityki europejskiej, a bieżąca narracja sprzedawana opinii publicznej jest wyrazem poglądów pojedynczych polityków PiS lub propagandą improwizowaną na bieżąco.
Z przykrością muszę stwierdzić, że prounijna polityka rządu PO, choć się z nią nie zgadzałem, była bardziej spójna i wyglądała poważniej z perspektywy obserwatorów zagranicznych.