Tak Zychoo nie mam wykształcenia wyższego. Niestety WAT mi się nie spodobał, najpierw chciałem odejść po pierwszym roku - miałem sajgon w domu, to odszedłem po 3 nie mówiąc rodzicom i znalazłem sobie w tym samym czasie pierwszą pracę. Po 1,5 roku zarabiałem 4 razy tyle co na początku - kasy fiskalne, komputery, sieci, ba - nawet naprawiałem TV. Co lepsze studiując elektronikę nie miałem lutownicy w ręku, a jak zobaczyłem swoje pierwsze luty po roku pracy to sam sobie się dziwiłem "jak to kuźwa mogło działać". W międzyczasie zapomniałem nawet prawo ohma bo takie bzdury są tak samo potrzebne jak historia prawa rzymskiego dla adwokata zajmującego się rozwodami.
Potem zmieniałem pracę jeszcze 2 razy na całkiem różne branże (aktualnie bazy danych, SQL, skład komputerowy) + mam mały własny biznes.
Teraz z chęcią bym wrócił na studia. Ale.. no właśnie, ja doskonale wiem, że studia które bym uciągnął godząc pracę i naukę to studia dla papierka czyli: jakaś bzdurna teologia, mogę zostać bogiem marketinga, mogę zostać magistrem historii czy innej bzdury.
Natomiast zdaję sobie sprawę że nie pociągnę tego co mnie interesuje. Tzn. informatyka w szerokim tego słowa pojęcia, może grafika 3d ale tego na studiach i tak nie uczą.
A mieszkałem w wielu różnych miejscach, spotkałem wielu różnych studentów. W ciągu ~7 lat pracy w Wwie spotkałem jednego człowieka po architekturze + cały tabun przyszłych bogów marketinga, teologów, znawców historii starożytnej etc. etc. Gdzie oni znajdą pracę mając wyższe teologiczne, lub tak jak 5 mln innych osób właśnie kończy marketing, tego nikt nie wie.
Zresztą większość z nich już dostało swój upragniony papierek i zamieniamy czasami słówko w Biedronce lub w McDonaldzie...
Czyli reasumując mam do wyboru:
1. albo zająć się pracą, co mi w miarę dobrze wychodzi i być w tym 0.0001% bez wykształcenia wyższego w kraju
2. albo zapisać się na jakieś chuj_wie_co tylko dla papierka by znaleźć się w tej grupie 99.9999% bezrobotnych magistrów bo chyba stanowiska za 800zł/miesięcznie nie można nazwać pracą
Nie mam nic do studiów, o ile ktoś studiuje coś sensownego, ma jakiś plan na życie, studiuje po to by się czegoś nauczyć a nie dostać papier. Sorry, ale dla mnie marketing, zarządzanie, teologia, czy flora i fauna stepów akermańskich na przełomie II i III w. p.n.e to żadne studia i równie dobrze można ten czas marnotrawić włócząc się po knajpach.
Kolega uznał, że punkt 2 jest bardziej ponętny. Ma własny biznes (sklep internetowy), całkiem nieźle na tym wychodzi finansowo (w każdym bądź razie auto, mieszkanie w Wwie już ma), zapisał sie ostatnio na studia - jakiś tam marketing oczywiście, zajęcia wyglądają tak, że drukuje sobie książkę, dostaje temat do pisemnego opracowania, pisze pracę która zalicza ten przedmiot. 1 przedmiot = XXXXzł, można wybrać max bodajże 6 przedmiotów na semestr (coby magistra nie zrobić w 3 miesiące) i bardzo dobrze mu idzie. Na naukę poświęca jakieś ~2-3h miesięcznie. Za 1.5 roku dołączy do 5mln-owego grona magistrów marketinga.
Ostatnio edytowano 10 mar 2006, 10:00 przez Mark24, łącznie edytowano 1 raz
|