Mark24 napisał(a):
tylko największe łosie kupiłyby cokolwiek na pirackim serwerze, który w każdym momencie może zostać wyłączony.
A na oficjalkach tak nie ma? Bo to jeden projekt devsi zawiesili albo zjebali (np SWG) zostawiajac graczy na lodzie?. Ja bym nie dał 1000-2000 zeta za konto ale na całym świecie biznes sie kreci.
Polecam lekture - żródło Onet
Gracze do wynajęcia
Jedna z najnowszych chińskich fabryk mieści się w Fuzhou, w podziemiach starego magazynu. Nad głowami młodych ludzi o sennym spojrzeniu, przyklejonych do ekranów komputerów i bębniących w klawiaturę, by zarobić na najmłodszym nielegalnym biznesie, wiszą plakaty reklamujące World of Warcraft i Magic Land.
Osoby pracujące w tym nielegalnym lokalu nazywane są „hodowcami złota”. Codziennie na 12-godzinnych zmianach zabijają potwory i zbierają „złote monety” oraz inne wirtualne towary, jakie mogą sprzedać innym graczom online. Od Seulu po San Francisco gracze, którym brakuje czasu lub cierpliwości, wynajmują młodych Chińczyków, by pokonali za nich pierwsze etapy.
„Przez 12 godzin siedem dni w tygodniu zabijamy z kolegami potwory – opowiada 23-letni pracownik tej prowizorycznej fabryki”. W sieci ma nick „Wandering”. „Zarabiam około 250 dolarów miesięcznie, czyli sporo w porównaniu z innymi pracami, jakie dotąd wykonywałem – mówi. – I mogę cały dzień grać”.
„Wandering” i jego koledzy to trybiki najnowszego światowego przemysłu, który korzysta z taniej chińskiej siły roboczej – szybko rozrastającego się sektora gier online. Według firmy DFC Intelligence monitorującej rynek gier online przynosi on rocznie 3,6 mld dolarów zysku. Zatrudnieni w nim pracownicy mają udział w zysku oraz szefów zapewniających im sprzęt do zabijania online trolli, gnomów i ogrów. W godzinach pracy gromadzą „złote monety”, aby sprzedać je za prawdziwe pieniądze innym graczom na całym świecie. Ci z kolei kupują za nie lepsze uzbrojenie, amulety, magiczne zaklęcia i inny ekwipunek, aby przechodzić na wyższe poziomy gry lub obdarzać jej bohaterów większą mocą. Internet roi się od drobnych ogłoszeń małych firm, w tym wielu chińskich, wystawiających na aukcji postaci obdarzone ogromną mocą, zwane avatarami. Oferty zamieszczają też indywidualni gracze, którzy sprzedają wirtualną broń i towary.
„Sprzedam konto z Szamanem na 60. poziomie – pisze ktoś, kto używa nicka „Silver Fire” i korzysta z popularnej w Chinach witryny pocztowej QQ. – Jeśli interesują cię szczegóły, porozmawiajmy na QQ”.
Światowe gry online, w których miesięcznie uczestniczy około 100 milionów osób, stały się olbrzymią wirtualną gospodarką. Za realne pieniądze gracze kupują i sprzedają wirtualne magiczne krążki i inną broń do zabijania przeciwników. Powodzenie handlu wirtualnym towarem podsyca rosnąca popularność „gier online z udziałem wielu graczy”, czyli MMORPG. Gry często toczą się w świecie fantasy, średniowiecznych wojen między królestwami czy w odległych galaktykach.
Kilka lat temu subskrybenci online zaczęli rywalizować z innymi graczami z całego świata. Wkrótce wielu przygodnych graczy zaczęło prosić inne osoby o opiekę nad ich kontami albo o granie pod ich nieobecność.
W Chinach jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać setki, a może tysiące onlinowych fabryk. Według niektórych szacunków ponad 100 tys. młodych ludzi pracuje tam jako pełnoetatowi gracze, wysiadujący w ciemnych kawiarenkach internetowych, opuszczonych magazynach, małych biurach i prywatnych mieszkaniach.
Większość zarabia niecałe 25 centów za godzinę, ale często dostają pokój, wyżywienie i darmową grę komputerową w „wirtualnej fabryce wyzyskującej siłę roboczą”.
„To przybrało niewiarygodną skalę – mówi 27-letni Chen Yu, który zatrudnia 20 pełnoetatowych graczy w Fuzhou. – Podobno w niektórych popularnych grach 40-50 procent uczestników stanowią chińscy „hodowcy”.(...)
„Jesteśmy świadkami powstawania wirtualnej waluty i wirtualnej gospodarki – mówi Peter Ludlow, profesor University of Michigan w Ann Arbor i doświadczony gracz. – Ludzie zarabiają tu prawdziwe pieniądze, te gry stają się więc częścią prawdziwej gospodarki”.
Rząd szacuje, że w Chinach są 24 miliony graczy, co oznacza, że blisko co czwarty internauta tego kraju gra online. (...) Wielu zagorzałych graczy twierdzi jednak, że fabryki wypaczają istotę gry i dewaluują gospodarkę wirtualnych światów. „Hodowle złota” są więc w Chinach z reguły nielegalne.
Ich operatorzy to przeważnie młodzi ludzie, tacy jak Luo Gang, 28-letni absolwent wyższej uczelni. Luo pożyczył od ojca 25 tys. dolarów, żeby uruchomić kawiarenkę internetową. Rozwinęła się ona w „fermę złota” na przedmieściach Chongqing w środkowych Chinach. Luo ma 23 pracowników zarabiających po 75 dolarów miesięcznie. „Gdyby nie pracowali tutaj – mówi Luo – pewnie byliby kelnerami w restauracjach z daniami jednogarnkowymi, wróciliby na wieś i pomagali swoim rodzicom uprawiać ziemię albo – co najbardziej prawdopodobne – wałęsaliby się po ulicach bez pracy”.(...)
Wielcy dostawcy gier twierdzą, że fabryki łamią reguły zabraniające uczestnikom sprzedawania wirtualnych towarów za prawdziwe pieniądze. (...) Regularnie zamykają tysiące kont, które podejrzewają o udział w „hodowaniu złota”. W rezultacie fabryki ponoszą ogromne straty. A chiński rząd walczy z uzależnieniem od internetu, kontrolując dokładnie, ile czasu ludzie spędzają online.(...)
Jednak specjaliści z branży uważają, że wielcy dostawcy gier niewiele zrobili, by okiełznać rozkwitający czarny rynek wirtualnych towarów. Niektóre z nich można kupić w sklepach internetowych. Rzeczywiście, handel wirtualny jest tak lukratywny, że niektóre firmy produkujące gry włączyły się do biznesu i tworzą własne rynki online.
Kilku operatorów „ferm złota” w prowincji Fujian kilka tygodni temu zaproponowało wycieczki po nielegalnych lokalach pod warunkiem, że nie zostaną ujawnione ich nazwiska.(...) „Szukamy ludzi przez ogłoszenia w prasie” – mówi trzydziestokilkuletni właściciel. Jego pracownicy mają od 18 do 25 lat. (...)
Niektórzy właściciele „hodowli złota” w Fuzhou jeżdżą nowymi, szpanerskimi samochodami i chlubią się swoimi utalentowanymi graczami online. „Moglibyśmy podbić świat – oczywiście ten wirtualny” – mówi jeden z menedżerów.