To tak z okazji drugiej rocznicy powstania CC. Moze komus bedzie sie chcialo powspominac swoje poczatki w grze (nawet jak zaczal pozniej niz inni). Zaczne od siebie:
Gralem sobie spokojnie w AO po stronie Clanow, palajac nienawiscia do Omni, gdy na mmorpg.pl pojawil sie post Sztorma o jego pierwszych wrazeniach z gry w FF XI. Mimo tego, ze AO ciagle mnie bawilo to jednak jego relacja na tyle mnie urzekla, ze postanowilem zamowic ta gre w interactcie.
Byl listopad 2003.
Niestety nie wybralem opcji wysylki cd-keyi e-mailem i musialem czekac dlugie dni na przesylke ze Stanow. W tym czasie w grze i na forum pojawiali sie kolejno Browar, Eredin, Stranger, czterej koledzy z mojego rodzinnego miasta (Zet, Xav, Huck, Masakra), Hekata, Stokrotka, Saitou i pewnie jeszcze ktos, a ja zagryzalem zeby tlukac NPCow Omni i czekajac na upragniona paczke.
Wreszcie przyszla na poczatku grudnia. Rozpakowalem, zainstalowalem, patchowala sie cala noc, dopiero nastepnego dnia po pracy stworzylem Opiekuna i wyladowalem na Ramuhu, w Bastok. Po /tellu do Browara ten dal mi pospiesznie perelke i polecial gdzies expowac, a ja skoczylem do kopalni bic robala i nietoperze. Trzy dni pozniej cancelnalem konto AO i tak to sie zaczelo i trwa do dzis.
Nawet nie myslalem, ze na tyle gra bedzie w stanie zmienic moje zycie i choc brzmi to pretensjonalnie to jest to prawda. Mniej teraz imprezuje, rzadziej sie upijam (po przeciez trzeba byc sprawnym na weekendowych eventach SW
), z zona przy obiedzie zamiast o znajomych i o tym co kto zrobil na imprezie rozmawiamy o FF XI i o znajomych z gry. Cieszy sie z tego powodu moja watroba, ale za to narzekaja plecy, ale cos za cos.
Na poczatku swiat Vanadiel wydawal sie ogromny, nawet w North Gustaberg nie bylo bezpiecznie, nie umialem jeszcze sortowac inventory i z kazdym pojedynczym krysztalem latalem na AH.
Pamietam pierwsze LSowe party w KH, moje chello zle wtedy jeszcze dzialalo i mialem takie kosmiczne lagi, ze co chwile koledzy z party mi znikali z pola widzenia. Pamietam jak rozbilismy pierwszy oboz goblinow to ktos powiedzial "az im ognisko zgaslo", bylo wesolo, jakis DRG tlumaczyl nam jak dzialaja WSy. Nic wtedy z tego nie zrozumialem. Potem bylo klasyczne noob party na diunach. Jakis uber zaprowadzil nas do Selbiny, kompletnie nie mialem pojecia jak stamtad wrocic...
Potem oczywiscie bylo zdobywanie itemow na suba, pare smierci w Gusgen Mines z tego powodu, klasyczna wycieczka do Jeuno z sercem w gardle, walka ze smokiem na rank 3...
CC roslo w sile, pierwsze osoby zaczely odchodzic, ale w ich miejsce ciagle pojawial sie ktos nowy: Suczka, Maldi, Barti, Galenros, Rhaegal, Cirdian, Bodziu, Edwinpl i inni.
Teraz pewnie poczatki wygladaja troche inaczej, moze jest troche latwiej. Jak my zaczynalismy kompletnie nie bylo uberow mowiacych po angielsku (o polskim nie wspominajac), nie bylo sie kogo doradzic, nie mozna bylo specjalnie liczyc na pomoc kogos silniejszego. Dlatego Suczka byl taki cenny, gral dzien i noc prawie non-stop, szybko nas wszystkich przescignal i prawie kazdy z nas zawdziecza mu kolejne ranki, questy na advanced joby, pierwsze AFy.
Sam sie czasem zastanawiam kiedy mi sie ta gra znudzi? Za rok, za dwa, za piec lat? Prawdopodobnie sie wtedy przerzuce na jakies FF XIV On-line, a wy pewnie razem ze mna.