Biegł. Całe swe dotychczasowe istnienie skupiał tylko na tej jednej myśli. „Biegnij”. Nie był w stanie zliczyć ile razy nieprzyjazne, poskręcane w agonii drzewa uderzyły go swymi gałęziami raniąc go do żywej krwi, spijając ja niczym lepki nektar wybawienia. Z każdym, coraz płytszym, oddechem płuca kurczyły się niebezpiecznie tylko po to aby końcem końców zapewne rozkurczyć się po raz ostatni i najzwyczajniej w świecie pęknąć. Mimo, że należał do elfiej rasy nie był na tyle wytrzymały by przetrwać kilkugodzinny bieg. Był uczonym, nie wojownikiem. Uczonym, który pierwszy raz za swego kilkusetletniego życia zobaczył coś tak strasznego i pięknego zarazem. Niewiele pamiętał ze spotkania, zdał sobie sprawę, że był wtedy pod wpływem jej uroku, ale zapamiętał jej słowa:
- Umrzyj. Umrzyj dla mnie elfie. Rozdrap swymi dłońmi skórę, przebij się przez ciało i podaj mi swe serce, a potem odejdź.
Przez jedną, szaloną chwilę był gotów to zrobić. Był w stanie zapomnieć o swym pochodzeniu, o tym kim tak naprawdę jest i o miłości jaka czekała go w miejscu, z którego uciekł, a do którego tak usilnie starał się teraz powrócić. Chciał zdechnąć w najgorszy sposób aby tylko na twarzy tej pięknej istoty pojawił się ostatni uśmiech, aby uraczyła go jeszcze jednym słowem, którego moc kruszyła najpotężniejsze mury. Ale wtedy stało się coś dziwnego. Głos, słyszał go już kiedyś, ten przepełniony cierpieniem i rozpaczą głos jednocześnie tak potężny i groźny jak pomruk budzonego ze snu niedźwiedzia. Odebrał go swymi elfimi zmysłami burząc rzucony na niego urok. Rozwścieczony demon wzbił się kilkadziesiąt centymetrów nad ziemię i już smagnąć miał go swym ogonem kiedy zatrzymał się raptownie i począł nasłuchiwać. Ktoś myślał... lecz nie nałożył barier na swój umysł toteż muzyka kontemplacji popłynęła na wszystkie strony wypełniając w ten sposób cały las.
„Jak mamy doprowadzić to do końca gdy zostało nas trzech, jeden na domiar nas zdradził.”
Elf począł wycofywać się powoli lecz sukkub zdawał się nie zwracać na to najmniejszej uwagi.
„Wciąż znienawidzeni, wciąż wyszydzani przez lud, którego małe umysły nie są w stanie zrozumieć iż ich działania podyktowane są strachem!”
Głos uderzył w obydwu niczym podmuch lodowatego wiatru.
„Mówią, że to ja jestem ślepy lecz to ich oczy nie są w stanie spojrzeć w oblicze prawdy.”
Wtedy to wycofał się dostatecznie by rozpocząć ucieczkę. Od tego czasu nie wiedział co jest za nim, nie obrócił się ani razu gnany przerażeniem dodającym mu prawie że smoczych skrzydeł.
Stawiał krok za krokiem odzyskując powoli pewność siebie, pewność w to, że został uratowany gdy nieopatrznie zahaczył stopą o wystający z ziemi konar jednego z nieprzyjacielskich drzew. Nim stracił przytomność zdołał posłyszeć jeszcze pełne pośpiechu kroki pazurzastych łap.
Delikatne muśnięcie po policzku nakazało mu otworzyć oczy. Oto przed nim klęczała jego Bogini, jego Wybawienie. Miała ciepłe dłonie, przepełnione miłością do niego i całego świata. Pełne, zmysłowe usta rozchylały się zachęcająco, a błony na skrzydłach napinały i rozkurczały co chwila.
- Probowałeś mi uciec malutki. - było to raczej stwierdzenie niż pytanie, ale głos jej niczym miód rozlał się po jego sercu.
Długi pazur jakimi zakończone były palce sukkuba przerył brutalnie policzek elfa dostając się do samego mięsa, hacząc o kości policzkowe, ten jednak zdawał się nic nie czuć i posłusznie wychłeptał własną krew podaną mu do ust przez demona, który rozchylając wargi wysunął spomiędzy nich rozdwojony, drgający co chwila język. Muzyka myśli zagrała ponownie, tym razem z potrójną siłą.
„Dlaczego wy, którzy doprowadziliście mnie do takiego losu, teraz się mnie wyrzekacie?!”
Wyrwany spod uroku elf zamachał panicznie rękoma i podpierając się nogami starał odsunąć od atakującego go sukkuba jednak potężne, ale jakby leniwe machnięcie pazurzastą łapą przeorało jego twarz niczym żyzną glebę całkowicie oddzielając żuchwę od górnej części szczęki. Elf padł martwy na ziemię ciągnąc za sobą w powietrzu krwawy warkocz śmierci, który z ohydnym mlaśnięciem rozlał się po jego policzku.
Sukkub obrzucił ciało tęsknym wzrokiem po czym wstając powoli przybrał pozycję bojową starając się określić, z której części lasu dochodzi ten niesamowity szept czyiś myśli.
„Dlaczego Ty, o Najpotężniejszy z nas zaprzedałeś im swą duszę...”
Każde słowo otaczało demona wprawiając go w dezorientacje, coraz szybciej zmieniał kierunek ataku nie będąc pewnym żadnego z nich. Zamachnął się i ciął łapą powietrze jednak nie natrafił żadnego oporu.
- Wszystko zaś po to by stać się podobnym Tobie. - jest, mocny i wyraźny, tuż za demonem. Błyskawicznie obrócił się najpierw smagając powietrze ogonem, a zaraz potem dłońmi, wykrzywiając twarz w paskudnym grymasie, który obnażył wszystkie ostre kły.
Dwa metry dalej od miejsca ataku stał... elf. Zdezorientowany demon nie wiedział w pierwszej chwili jak ma odebrać tego przeciwnika. Już po chwili jednak nabrał pewności siebie i zrozumiał. Elf nie nakładał na siebie żadnych barier, bo nie wiedział czy ktokolwiek może go usłyszeć. Twarz miał obojętną jakby masakra jego pobratymca nie zrobiła na nim wrażenia, tak samo jak widok sukkuba, jednak demon zrozumiał od razu. Elf był ślepy. Świadczyła o tym biała jak śnieg opaska przewiązana przez głowę, biegnąca w miejscu, w którym powinny znajdować się oczy. Prawdopodobnie nie wiedział nawet co dzieje się w okół niego, a potykając się od drzewa do drzewa zaszedł na tereny gdzie spotkać mógł tylko śmierć. Długi, srebrny warkocz pośrodku wygolonej głowy spływał niczym wąż po wytatuowanych plecach długoucha. Takie same tatuaże zdobiły jego klatkę piersiową, pełną na domiar blizn, których kształt nie mógł być wyżłobiony żadną znana elfom czy ludziom bronią. Stał po środku szarej, niewielkiej polanki jakby na coś czekał. Ze spuszczoną głową zdawał się węszyć. Przypominał trochę smoka wypatrującego z powietrza swej ofiary. Po chwili zamarł bez ruchu.
„Biedny głupcze. Chciałabym abyś przed śmiercią zdołał ujrzeć moje piękno.”
Sukkub strzelił ogonem niczym batem starając się poderwać elfa do biegu. Chciała aby zorientował się, że nie jest tu sam, pragnęła zasiać ziarno niepewności, które podlane kroplą krwi przemieniłoby się w kwiat przerażenia, a następnie czarny lotos. Postać jednak ani drgnęła. Uniosła tylko nieznacznie twarz przeszywając sukkuba niewidzącymi oczyma.
- Widze Cie. - szepnęła.
Czas zdał się zwolnić swój bieg. W jednym momencie sukkub nabrał przeraźliwej pewności, tak potężnej jak cios krasnoludzkim młotem, która prawie zwaliła go z nóg. Wiedział, że maska obojętności na twarzy przeciwnika jest tak naprawdę świadectwem tego, kto tak naprawdę jest łowcą, a kto zwierzyną. Był pewien, że nie będzie to walka o łup, a o wydłużenie swego życia choć o kilka sekund.
Elf rozstawił nogi stając pewniej. Stalowe półbuty jakie miał na stopach zakończone były jakby ptasimi szponami i to właśnie nimi wbił się w ziemię by zachować jak największą równowagę. Spokojnie, powoli sięgnął obydwoma rękoma za plecy i przy wtórze przerażającego zgrzytnięcia metalu o metal zdjął z nich dwa zakrzywione ostrza. Demon wiedział, że nigdy wcześniej nie dane było mu ujrzeć takiej broni, w tej jednak chwili modlił się do sobie tylko znanych Bogów aby nie musieć oglądać jej już nigdy więcej. Szerokie, masywne ostrze miało swój początek i koniec po obu stronach styliskach, zaś uchwyt znajdujący się dokładnie po środku sprawiał, że broń ta mogła równocześnie ciąć i rąbać, a osobnik o nadludzkiej wręcz sile mógł posłużyć się nią jak najniebezpieczniejszym na świecie kastetem. Po obu końcach drzewca umieszczono dwa stalowe zadziory przeznaczone zapewne do szarpania kaftanów i kolczug.
Elf poprawił uchwyt. Wbijając pazury jednej nogi w ziemię uniósł drugą i odchylił się do tyłu, tak że jego warkocz smagnął glebę. Ciszę w lesie przeszyło chrupnięcie stawów wojownika, który po chwili powrócił do poprzedniej pozycji i zamarł w oczekiwaniu.
Jakiś zabłąkany kruk przysiadł na gałęzi drzewa i przekrzywiając łeb spojrzał na widowisko.
Przerwał swym krakaniem upiorną nić ciszy. Elf zareagował błyskawicznie.
Wydając z siebie przeraźliwy ryk uniósł jedno ze swych ostrzy ze świstem nad głowę jednocześnie wyrzucając przed siebie dłoń z drugą bronią. Zwalniając pazury z uchwytu ziemi począł obracać się dookoła własnej osi przybliżając się do sukkuba w zatrważającym tempie. W ostatniej chwili demon probował wycofać się, odskoczyć, jednak i on sam wiedział, że reakcja była zbyt wolna. Ostrze z dzikim warkotem opadło na bark stwora zagłębiając się w nim i prawie oddzielając rękę o korpusu. Piekielna kobieta zachwiała się nie mogąc utrzymać równowagi przy buchającej z rany krwi i w tym momencie elf ukąsił po raz drugi. Wykorzystując lukę w obronie przeciwnika przeskoczył szybko na drugą nogę i nie zastanawiając się długo nad ciosem wyrzucił dłoń z drugim ostrzem w górę. Srebrny warkocz zafalował w powietrzu i smagnął demona po twarzy gdy broń zmierzając szybko do celu z furkotem zagłębiła się w żuchwie sukkuba
miażdżąc ją i druzgocząc. Delikatnie zwolniła pędu jednak elf z maską obojętności na twarzy pchnął ją mocniej. Zmierzające z uporem ostrze rozcięło kości policzkowe demona praktycznie oddzielając twarz od reszty ciała opadającego bezwładnie na ziemie. Krew momentalnie zalała twarz wojownika, który stojąc wciąż na jednej nodze wpatrywał się swymi niewidzącymi oczyma w głębie lasu.
Odetchnął. Spokojnie przewiesił ostrza przez plecy nie zwracając uwagi na krew biesa.
Z wolna podszedł do zamordowanego elfa i obrzucając go chwilowym spojrzeniem przestąpił przez jego ciało. Lekko strzepnął warkocz z ramienia odchodząc w głąb lasu. Na polanie został tylko kruk i to właśnie on pochwycił ostatnie myśli oddalającego się z każdą chwilą wojownika.
„Ilidanie, nadchodzę.”
Ptak przekrzywił łeb i zakrakał przeraźliwie, z paniką w oczach wzbił się pod niebiosa z jednym tylko postanowieniem, by zawiadomić o wszystkim Furiona.
Ostatnio edytowano 17 lis 2006, 21:06 przez Savaroth Dumitrache, łącznie edytowano 1 raz
|