Pewnego dnia czlowiek zawedrowal w serce przepstynchy lasow i ujrzal polanke - piekna polanke cala w kwiatch wzruszyl sie i pomyslal:
"Pomimo calego zla czajacego sie w mrokach ludzkich serc, pomimo zlych przekletych stwozen czychajcych by rozerwac szponami gardlo samotnego wedrowca Przyroda potrfi byc piekna i twzoyc miejsca tak urokliwe jak to. "
Idac dalej w swej wedrowce napotkal na swej drodze cud - wodospad - gdzie krople wody lsnily niczym perly niesione wiosennym wiatrem, gdzie szum i jazgot wody dawal wytchnienie po zgielku i szczeku mieczy i jekach ginacych. Przystanol. Napawal sie tym widokiem kilka chwil. Podniusl lisc na ktorym woddna rosa pozostawila kilka perel i zapragnol zatrzymac ten obraz w swej pamieci.
Po penym czasie otrzasnol sie z zadumy i podazyl dalej swym szlakiem - droga jego przebiegala niedaleko swiatyni - wstapil by uszanowac pamiec bogow chwila zadumy i wtem ukazal mu sie miraz. Zobaczyl siebie odzianego w braz ziemi idacego wsrod lasow szczesliwego kazda chwila jaka spedza wsrod zieleni i dziekiej zwierzyny. Poczul spokuj bijacy od tej przedziwnej postaci i sile sile ktora pomimo wielu niebezpieczenstw czychajcych na samotnego wedrowce pozwalala mu kroczyc spokojnie i napawac sie pieknem swiata.
Podjol decyzje - odzuci sprawy tego swiata. Odwieczny konflikt chaosu i porzadku. I samotnie bedzie przemierzal lasy. W sercu zagoscil spokuj i radosc. Wszak swiat ten potrzebuje kaplana, kaplana ktorn bedzie wychwalal piekno dzikiej knieji. Dostrzeze krzatanine pracowitych owadow.
Zaprzysiagl zemste wszystkim istotom nieumarlym i tym ktore zrodzily sie z mroku by wladz ich przenigdy nie skalal tego piekna i radosci jakie niesie wedrowka wsrud zielnie lasow. Jedynie Smoki swym pieknem i sila wzbudzily podziw u niego, sa uosobieniem przyrody, pelne gracji ale jakze niebezpieczne - te jedyne stwozenia zasluguja na szczunek smiertelnych.
I tak ze swiatyni wyszedl Druid, jedyny kaplan przyrody. Czlowiek ktory w swym sercu ma szacunek i milosc zarowno dla tych ktorzy sieja smierc i porzaoge jak i dla tych co pilnuja by pracowity rzemieslnik dotarl w zdrowi do dom.
Wszak lewa reka swiatla jest ciemnosc.
Bez zla nie bylo by dobra, bez bohaterstwa nie bylo by tchuzostwa.
Zatem nie zdziwcie sie gdy na szlaku spotkacie postc odziana w braz i skory zwierzat idaca smialym krokiem ku niebezpieczenstwom.
Nie dziwcie sie gdy ktos was wesprze bezinteresownie, rzeczy materialne nie sa tym czym zaprzata swa uwage samotny wedrowiec, majac za jedynego przyjciela wysluzona laske debowa.
Zycie swe spedza samotnie w swej wierzy pograzonej wsrod zieleni poznajac wlasciwosci roslin i jezyk magii ktory nadeje forme potedze czystego chosu by chronic pomagac ale i kaleczyc.
Ps : cos nie mam weny