Trochę przesadzacie z tą marką i całym marketingiem. Pograłem niecałe trzy miesiące w WoWa i naprawdę uważam tą grę za dobrą, ale nie dla mnie. Blizzard to taka firma, która potrafi zedrzeć pomysły od kogoś (w końcu cały świat Warcrafta to jedna wielka zrzynka z różnych źródeł, ale większość światów fantasy w jakiś tam sposób leży w "kanonie" ustanowionym przez staruszka Tolkiena) i połączyć je w niemal doskonałą całość. Poza tym jest ultra user friendly, mało bugów, brak lagów, ekstra support. Nie zgadzam się, że to gra dla 10-latków. To prawda, że nie wymaga myślenia, ALE, jak to mój kolega powiedział, nie wymaga myślenia od tego, co nie chce myśleć i kombinować. Easy to learn, hard to master. Jeśli ktoś kocha kombinowanie z różnymi setupami i skillami, to jest to z pewnością gra dla niego. Podobnie nie trzeba, jak chociażby w AO, miesiącami zbierać stuff i kasę, by być w stanie coś zdziałać. Doświadczyłem to na sobie, moim hunterem na BG radziłem sobie bez problemu, czasem wręcz ownowałem wypasione twinki. A naprawdę niewiele roboty wsadziłem w jego budowę. Co tam się po drodze nawinęło.
Gorzej jest z inną rzeczą. Community. Wiecie, mam trochę spaczone podejście, bo oprócz WoW grałem tylko w AO, w którym community było naprawdę wyśmienite. I to zasługa chyba kilku rzeczy. Przede wszystkim trudność gry. Co dziesiąta osoba odpada na noob island, z której nie wie jak wyjść. Popularność też ma znaczenie, mało kto wie co to AO ("tato, a maciek gra w łorkrafta, ja też bym chciał!").
No i chyba konstrukcja tej gry. Nie ma prowadzenia graczy za rączkę, sami muszą się dogadać jak będą rajdować na encountery, bo instancji (prawie, ostatnio zerżnęli z WoWa) nie ma. Albo jest walka, albo się ustala schedule, albo jeszcze inaczej. W jednej zonie PvP trzeba było najpierw stoczyć walkę między sobą o loot. Na największe encountery rajduje cała frakcja, która ustala raid leadera, damage team i inne pierdoły. Wszystko odbywa się na jednym czatbocie. Jeśli jest jakiś cwaniak, natychmiast dostaje bana na bota, i nie ma szans na bycie w jakiejkolwiek dobrej gildii, bo ta straciłaby reputację. Podobnie z gankowaniem, w AO jest straszne poczucie tożsamości z frakcją. Jeśli ktoś zgankuje człowieka z tej samej frakcji, staje się natychmiast KOS. Proste.
Dlatego w AO takich rzeczy jak ninja-loot, gank w ramach frakcji, niszczenie rajdu prawie się nie uświadczy. Jeśli są dzieciaki lub idioci, muszą się dostosować. Poziom równa się do góry.
Natomiast WoW zniechęcił mnie bandą debili, która nie nadaje się do grania z innymi ludźmi. Jakby nie kumple z AO (większość też zrezygnowała, ale grali dłużej niż ja), nie wytrzymałbym tam dwóch dni. Co drugi nie umie angielskiego, co trzeci wyśmiewa twoj eq, mimo, że jesteś dwa razy lepszy niż on ("hunter, don't take that leather, you can wear mail you gimp!"). W efekcie levelowałem sam, pomijając kilka epizodów z kumplami, którzy się przyłączali altami. Wiem, że na wyższych levelach jest trochę inaczej, ale też nie różowo. Gildie pełne są debili nie umiejących zrobić nic konkretnego, niszczących rajdy, itp. Są jeszcze eleet gildie, ale mi szkoda czasu na hardcore gaming. Wytrzymałem jakimś cudem prawie trzy miesiące, stwierdziłem, że szkoda nerwów.
Dlatego dochodzę do wniosku, że najważniejsze w grze MMO jest dla mnie community. WoW ma community, ale tylko na forach. AO było pełne życia. Współpraca z innymi gildiami, trwające nawet 4 godziny, skupiające całą frakcję wojny, nawet dramy, to jest to o czym mówię.
Reasumując: chu**wy grind w AO z zajebistymi ludźmi > ekscytująca i prosta gra z bandą debili w WoW. Nie gram tylko dlatego, że przepiłem sprzęt z ukochanego agenciorka, a czasu na razie brak.
_________________ AO: 220/27/67 clan agent @ RK2 pic - Nieaktywny
|