Ależ ta giera wciąga, jak odkurzacz Zelmera. Gram w wersji na ps3.
Jestem totalnym noobem w świecie TES. W Skyrimie teraz mam więcej played niż we wszystkich wcześniejszych wersjach razem wziętych (zawsze robiłem ten sam błąd - grałem w wersję PC i pierwsze co robiłem to konsola i dodanie wszystkiego co jest mega wypaśne, fun znikał po 30 minutach gry). Teraz gram jak bozia przykazała i posypuje głowę popiołem. Świat TESa wymiata. Ta swoboda przede wszystkim, no kurde totalnie czuję że ja tu decyduję. Nie będę wychwalał dungeonów, muzyki, scenariusza itd. bo to każdy wie jaki jest
![:)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Klimat zamiata pod dywan aż mnie dusi. Grę rozpoczynałem 2 razy. Za pierwszym razem jako typowy Nord z 1h i tarczą (pure muskuł) ale tak mnie prało wszystko że hej. No nie ogarniałem (ale wiem że na pewno przejdę wszystko jeszcze raz jako melee). Magiem (high elf) póki co gra mi się mega zajebiście. Magia w tej grze no po prostu miażdży. Od prostych spelli typu jakiś latający chrabąszcz co mi światełko robi po przywołańców, wszystko super odwzorowane.
Na chwilę obecną jestem na 9 lvlu, z okrzyków mam jakieś 3 początkowe (jeszcze nigdy nie użyłem). Profesji jeszcze żadnych nie ruszyłem. Wszystkie perki w destro i walę spelle z dwóch łap (przeważnie 2x miotacz, no chyba że się trafi jakiś fire mage to zmiana taktyki). Co do szybkości lvlowania magiem - to ja się boję że za szybko się skończy (a szkoda mi takiej przyjemności), z drugiej strony nie wiem czy ja ogarnę tak rozległy content, lol. Dosłownie liznąłem main quest i próbuję się dogadać z Hogwartem (lol, koledżem) a quest log mam tak pełny że hej (wszędzie biegam, gadam, zaglądam).
Wczoraj jak zwykle włączyłem na chwilkę wieczorem i całe szczęście że dzioucha mi w nocy przypomniała że o 6 wstaję do pracy, ale kurde napadłem na jakiś obóz i za jednym podejściem wziąłem na klatę 2 bandytów, giganta i mamuta. Bandyci padli najszybciej. Astorach (czy jak to się tam nazywa) potankował parę sekund resztę. Potem mamut na kitowanie (frost bolt pomocny bardzo) i właściwie przyzywaniec sam wykończył giganta. Normalnie miód. Jak wpadłem w ten obóz wcześniej melasem to giant sprzedał mi taką lufę że na drugi koniec polany poleciałem, lol.
Ok, czas do pracy. Jeszcze osiem godzin i jadymy.