Po fajki i wódkę. Ale to się skakało tuż za granicę.
Te dalsze wojaże to były za czasów ZSRR z rodzicami - w Smoleńsku mamy jakąś rodzinę. Pamiętam, ze telewizory się przywoziło, kolorowe
I pamiętam sklepy - na półkach woda brzozowa w wielkich kilkulitrowych butlach i paluszki grube jak palec i twarde jak drewno, niezjadliwe. Może był jeszcze jakiś 3 rodzaj towaru, może nie
Za to dobrze wspominam Litwę. Byłem kilka razy w Kłajpedzie - w porównaniu z Białorusią czy nawet Polską to był już wtedy inny świat. Do tego dla przeciętnego polaka wszystko było baaardzo tanio, jako 10-12-letnie chłystki dostaliśmy od rodziców po 30 rubli (gdzie lód kosztował 5-10p) i nie mogliśmy tego w 2 tygodnie wydać.
Już wtedy Litwini strasznie nienawidzili ruskich i trzeba było się dogadywać z nimi łamanym polskim. Potem niestety pierdyknęło, przez kilka lat było zbyt niebezpiecznie by tam jechać, stosunki koleżeńskie mojego ojca z jakimś tam litewskim marynarzem osłabły i skończyły się wypady.
Białoruś to bida i nędza. Nie wiem czy to był Mińsk czy Smoleńsk wtedy nie było tam żadnej granicy - w środku miasta dom jednorodzinny, klepisko i hodowla kur na podwórku. Smród nie z tej ziemi - wychodziłeś z domu prosto w kurze kupy.
Oprócz tego pamiętam ichnie pociągi które ledwo co jechały - serio można było wyskoczyć z pierwszego wagonu, odlać się i bez problemu wskoczyć do ostatniego.
To wszystko wrażenia jakie zostały w pamięci po ~30 latach. Pewnie dużo się zmieniło. Mnie absolutnie nic tam nie ciągnie.