Ten Riczi...
Dłuższy tekst Twardocha z fejsika (jest też polemika z pewną panią) Nie to żebym się trochę nie irytował, ale napisane dobrze.
"Straszne skutki rozdawnictwa państwowych pieniędzy. Hołota nie chce pracować za 3 złote za godzinę. Woli narobić bachorów a za krwawicę ludzi przedsiębiorczych marnowaną w 500+ kupować alkohol i samochody, albo większe telewizory. I na dodatek pewnie wódkę, a nie wyrafinowane wina. Zamiast skromnie, jak przystało biedakom, wydawać w biedrze (w Biedzie, hehe, nie to co my w Almie) na suchy chleb i skromne, szare i zgrzebne ubranka dla dzieci. Kto będzie nam podawał nasze ośmiorniczki, kto będzie zbierał nasze truskawki, które wrzucimy sobie do kieliszka prosecco po 12 zł za kieliszek? Balcerowicz się gniewa, jak to widzi.
Dystrybutorzy klasowej pogardy dziwią się potem, że podklasa zakłada koszulki z żołnierzami wyklętymi i innymi postaciami z patriotycznego komiksu i głosuje na partię bystrzaków, która może w zasadzie zrobić wszystko, wyciąć Białowieżę do gołej ziemi i zalać betonem, wypowiedzieć wojnę Rosji zrywając jednocześnie stosunki dyplomatyczne z USA i Niemcami, wsadzić do więzienia wszystkich reżyserów filmowych, bo im źle z oczu patrzy, we wszystkich galeriach zrobić wystawy obrazów o katastrofie smoleńskiej, zamknąć teatry i wystąpić z Unii Europejskiej. Cokolwiek. A i tak wygrają kolejne wybory, jeśli tylko w kraju, w którym mediana płacy wynosi 2400 złotych netto, zarabiającym mniej niż te 2400 partia ta dostarczać będzie poczucia godności. Co akurat - jako jedyne - doskonale się jej udaje.
Polski ludowy nacjonalizm brzydzi mnie tak samo jak polskie inteligenckie, postszlachecko-liberalne, wielkomiejskie fumy, na wybory nie chodzę, władza w Polsce w istocie ma niewielki wpływ na moje życie. Tak naprawdę martwi mnie tylko to, że kiedy klasa z dolnej strony mediany 2400 netto swoje rozbudzone ostatnio patriotyczne poczucie godności postanowi wzmocnić, wieszając dystrybutorów klasowej pogardy na latarniach, to z moimi garniturkami i samochodami, na które sam sobie rzemieślniczo zarobiłem, nie zagarniając nic z niczyjej wartości dodanej i tak się rykoszetem załapię do pierwszego czy drugiego tysiąca do powieszenia. Zważywszy jeszcze na moją, najdelikatniej mówiąc, niechęć do polskich nacjonalistycznych mitów... I nikogo wtedy nie przekonam tym, że przecież mogłem pokombinować na podatkach, a zamiast kombinować grzecznie płakałem i płaciłem. Korwinistą jestem tylko przez kwadrans w roku, kiedy robię przelew do Urzędu Skarbowego i przez ten kwadrans wściekły myślę o tym, jak pięknie i elegancko mógłbym te hajsy skonsumować i jakie gustowne dobra za nie nabyć. Ale potem mi przechodzi, bo myślę sobie, że od redukcji luksusu jeszcze nikt nie umarł, a od klasowych rozruchów owszem.
Droga klaso średnia, drogie górne 10%, może więc lepiej zapłacić 20 złotych za kieliszek prosecco z truskawką, w knajpie, w której kelnerka ma umowę o pracę i przyzwoitą stawkę godzinową, klasowej pogardy dla biedoty się wyrzec, zachować dla siebie albo dzielić się nią tylko w gronie zaufanych przyjaciół, nie na łamach gazet, w zamian zaś uniknąć powieszenia?
A w planie maksimum mieć może nawet nadzieję na to, ze kolejnych wyborów nie wygra partia od wycinania lasów i wypowiadania wojny gejom, Niemcom, Rosji i cywilizacji śmierci jednocześnie?".
|