Ogladalem w srode Spring breakers.
Wczesniej nic na ten temat nie czytalem, po prostu widzialem plakat i pomyslalem - spoko - pewnie jakas komedia z chlaniem i cyckami w tle.
W kinie tylko ja i moja zona - reszta krzesel pusta
No wiec pierwsza mysl... ruchamy sie , oczywiscie huj z tego bylo bo zona nie chciala, ale probe podjelem
A teraz do rzeczy.
Film caly czas ciezko mi w sumie ocenic. Niby o niczym, ale jednak cos sie dzieje. WG mnie, ZAJEBISCIE dobrane tlo muzyczne do tego co sie dzieje.
Nawet piosenka britney spears brzmiala tam jak utwor wszechczasow, bo byla dobrze wkrecona w scene.
Oprocz tego troche mlodych cyckow, mini lesbijskich scen, oraz kilka sciezek dobrego kolumbijskiego koksu.
Sam film nie wiem na ile ocenic w mojej mini skali. Spodziewalem sie kolejnego amerykanskiego "American pie" a dostalem cos zupelnie innego i świeżego.
Film 7/10
Muza 9/10
Overall 7/10
Tak wiec spring break... spring break motherfuckers.