Cytuj:
Równo za tydzień w HBO rusza czwarty sezon „Gry o tron”. Dla tych, co nie wiedzą – serial opowiada historię dwóch rodzin, Starków i Lannisterów, które toczą zacięty bój o kontrolę nad królestwem. Krew leje się rwącym potokiem, główni bohaterowie giną jak skarpetki w pralce, a wielopoziomowa intryga przeplatana jest batalistycznymi scenami rodem z „Gladiatora”. Czyli coś jak Grycanki walczące o ostatnią bezę.
Do tej pory wszystkie sezony obfitowały w dramaty: podczas pierwszego sezonu w Kaliszu zanotowano rekordową liczbę kazirodczych relacji, rok później Radom tak knuł przeciwko Kielcom, że niechcący pozbawił się praw miejskich, a po obejrzeniu ostatniej serii na Podlasiu zaczęto masowo krzyżować gołębie z gekonami w celu uzyskania smoków. Dlatego aby tym razem uniknąć katastrofy – kilka porad, jak oglądać „Grę o tron”.
Ze względu na nagromadzenie zła i skalę okrucieństwa „Gra o tron” zwana jest Leszkiem Millerem wśród seriali. Dlatego oglądamy tak, jakbyśmy się konfrontowali ze złem w czystej postaci, w związku z tym zawsze mamy przy sobie świadectwo chrztu oraz wizerunek największego z Polaków, czyli zdjęcie Piotra Adamczyka w bieli.
Ale „Gra o tron” to nie tylko pretekst do żartów z Millera, to także poważne zagrożenie zdrowia. Często u niedoświadczonych widzów na skutek wzmożonego napięcia dochodzi do zagrzania płynu mózgowo-rdzeniowego. Napięcie obniżamy przy pomocy tzw. tybetańskiej lasagne, czyli każde 10 minut „Gry” przeplatamy czymś nudnym, nijakim i przewidywalnym. Najlepiej jakimś polskim thrillerem. Co prawda obejrzenie jednego odcinka zajmuje wtedy od 4 do 12 godzin, ale każdy, kto kiedyś był w Tybecie, wie, że lepszy wróbel w garści niż wylew krwi do mózgu.
I tu od razu ostrzeżenie dla wszystkich czytelników Sapkowskiego – w serialu pojawiają się ZAJEBISTE smoki, więc zawczasu przygotujcie sobie fotelik w postaci miski z lodem, aby ograniczyć ryzyko niedotlenienia na skutek przedłużającej się erekcji.
Ludzie, którzy nie oglądają „Gry”, powiedzą, że to zwykły serial i histeryzujemy. Ludzie, którzy oglądają „Grę” zadadzą sobie jedno, zajebiście ważne pytanie: czy jedna miska z lodem wystarczy. Wszyscy pozostali nadal się śmieją z żartu z Radomia.
MLH