z innego boardu
LUBIĘ JAK DZIEWCZYNA LEŻY JAK KŁODA....
...przynajmniej nie wierzga jak wściekła klacz, co jest nagminne i
wcale nie fajne. Zabrzmiało jak zwykły żart, ale ...
Rzeczywiście wiele kobiet uważa, że nic tak nie świadczy o ich
temperamencie seksualnym, jak miotanie się po łóżku, jak żyd
po pustym sklepie:) Często, nie wczuwając się w nastrój, w rytm i
proponowane przez partnera tempo, "szalona kochanka" wije się pod
facetem, jakby ja pod prąd podłączono. Dobrze, jeśli jest na tyle
"spontaniczna", że ze startem do tańca św. Wita poczeka na
początek penetracji, a nie zaczyna całego cyrku już w momencie kiedy
człowiek znajdzie się miedzy jej udami i dopiero zaczyna się
zastanawiać, czy wejść powolutku, czy z mocniejszym akcentem... Trafiając na
taka, co to zanim się zacznie, to już ma trzy orgazmy,
a później napięcie tylko narasta, trzeba opracować specjalna taktykę, która
pozwala jednak na odbycie stosunku wspólnie, a nie na
bycie narażonym na półgodzinne łapanie kobitki w łóżku, niczym karpia w
wannie pełnej wody...
Dobrze jest w takim wypadku rozpocząć próbę "przyszpilenia" w chwili,
gdy nasza partnerka ma głowę oparta o ścianę, lub o
górną deskę łóżka... Chociaż w drugim wypadku możemy później mieć
wątpliwości, czy odgłosy jakie wydaje jej głowa rytmicznie
uderzająca o poręcz łóżka jest skutkiem braku wypełnienia w obecnie
stosowanych materiałach meblarskich, czy może...
Przy tak orgiastycznie nastawionych pannach wykluczone jest używanie
jedwabnej pościeli, czy innych materiałów o zbyt dużym
poślizgu. Chcąc uniknąć ciągłego ściągania niżej, wijącej się partnerki
radziłbym zrezygnować z jakiegokolwiek prześcieradła i
podjąć walkę na gołym tapczanie. Samo szorowanie gołym tyłkiem po szorstkim
materiale, powinno trochę osłabić jej zapal do
odpychania się piętami od podłoża i konieczności ciągłego przysuwania jej za
biodra do odpowiedniej pozycji...
Ciekawe, że w wypadku tańca, nigdy żadnej kobiecie nie przyjdzie do
głowy tańczenie czegoś innego, niż jej partner... No, ale
łóżko, to nie parkiet. Tu zdarzają się takie, które nie zważając na
partnera, kręcą kuprem mambę, czaczę, czy tez inną rumbę,
zupełnie nie zważając na to, że właśnie grają... walca angielskiego:)
Ponieważ oczytały się porad seksualnych w rożnych czasopismach,
[które dla zachęty sprezentowały im, oprócz kolejnej dawki
mądrości, także "oryginalną" (w nakładzie 300tys. egz.) bransoletkę, czy też
inny wisiorek "przynoszący szczęście" wszystkim
czytelniczkom] że nic tak faceta nie rajcuje, jak zarzucenie mu nóżek na
szyje... I człowiek może stracić chwilowo orientację, czy
to początek upojnej randki, czy już walki kwalifikacyjne w memoriale im.
Pytlasińskiego?:) To, że macha pod nami nogami, niczym
wskazówki w elektronicznym zegarze z wyczerpana bateria, to można jeszcze
przeboleć, ale niestety niektóre do wyrażenia wstępnej
ekstazy używają także pazurów, a za główny dowód podziękowania za osiągnięte
właśnie osiem orgazmów, uważają zostawienie nam wbitych
pod skorą na łopatkach swoich tipsów. Aby nie być posądzonymi o to, że nie
potrafią zachować się w łóżku, nawet im do głowy nie
przyszło, żeby nas obrazić pozycją "na kłodę", używają także zębów...
Pół biedy, gdy ma to miejsce przy "klasyku" i ogranicza się do
gwałtownego, niczym u Breżniewa chwytającego za szyję
Honeckera, przyciągnięcia nas do siebie i wpicie się szczęką w nasza szyję.
Wprawdzie rany kąsane wolno i źle się goja, ale czyż
kobieta potrafi bardziej wyrazić nam swoja wdzięczność? Gorzej, kiedy chęć
prezentacji skorygowanego aparatem zgryzu, nasza panienka
zechce zademonstrować nam w trakcie innej
szczoty...
Jako nowoczesne i wyzwolone prenumeratorki "(pismo kobiece)" śmiało
sięgają po instrument, który wydaje im się dobrze znany... Ale tylko
wydaje... Zaczynają mechanicznie, niczym ze ściąganiem i naciąganiem
pokrowca na parasol w pochmurny dzien... z równym niezdecydowaniem i
znudzeniem, jak to przy niepewnej pogodzie... Na delikatną prośbę, że wolimy
trochę większego zaangażowania i wyczucia, złośliwie zaczynają ruch, który
przy pompowaniu kół w ro
werze, rozerwałby ciśnieniem opony, nawet w wyczynowych góralach... Nie
chcąc zrażać partnerki, która się tak dla nas poświęca,
zaciskamy zęby i tylko syczymy z bólu, żegnając się w myślach z całością
naszego wędzidełka... Oczywiście, nie przyzwyczajona do
takiego monotonnego wysiłku damska dłoń, wymaga parokrotnej wymiany na
drugą, co wprawia nas w znakomity nastrój i świetnie
rozprasza, a i tak należy się cieszyć, nie słysząc znudzonego "o Jezuuuu...
chyba mi ręka odpadnie!!!".... Gdy już nasza "głowica"
jest całkiem wymęczona i sucha, niczym czerep taliba siedzącego na słońcu,
bo tylko świst i wiatr go od kwadransa omiatał, czujemy
się zachwyceni, że i kobieta potrafi się domyślić, że żaden tłok długo nie
pochodzi, bez odpowiedniego smarowania... Nie mówimy tu o
pannach, które poślizg postanawiają uzyskać poprzez dziarskie popluwanie w
dłonie, niczym człowiek z marmuru przed położeniem
pierwszej cegły... My mamy do czynienia z czułą partnerka, która nie jest
kłodą w łóżku, tylko wyrafinowaną kochanicą francuza...
Już... już... już jesteśmy w siódmym niebie, już czujemy tę błogość
ciepła i wilgoci wokół biednego i wytarganego "jasia",
gdy nagle przypominamy sobie, że to, co nazywaliśmy "zalotką" miedzy
jedynkami naszej pani, to może być powód naszego bólu... I
jest!!! Oczywiście wciągniecie w tę szczerbę naszej delikatnej skórki było
przypadkowe, wiec tylko zwijamy się z bólu... jednak ona
odbiera to za objaw naszego nadchodzącego orgazmu... Wiec, żeby jeszcze
bardziej nas nakręcić zaczyna, niby to w zabawie nadgryzać,
przygryzać i podgryzać.... Kurde!!!
Kto im powiedział, że dla faceta najbardziej ekscytującym zajęciem
jest zabawa z kombinerkami?;((( Na pornosach, rzeczywiście
i z pół metra można sobie wpakować w gardło, ale w życiu bywa już z tym
trochę gorzej... Wiec chcąc nas uszczęśliwić, wpychają sobie
gwałtownym ruchem naszą lekceważoną wymiarowo parówkę do przełyku i....
zaczyna się cyrk.... Gdzieś tam, z dołu, spod "burzy i
kaskady najukochańszych na świecie" włosów, dochodzi nas odgłos,
przypominający jak umierał nasz ulubiony kot, gdy zadławił się
korkiem od szampana... Charkot, rzężenie i inne odgłosy, które w tym
momencie maja zastąpić nam muzykę miłości, powodują, że i my, i
nasz interes zaczynamy gwałtownie odczuwać wyrzuty sumienia... Obaj czujemy
się momentalnie tacy malutcy... on nawet dosłownie...
Odkorkowana panna, zdziwiona patrzy na to, co zostało w jej dłoni i zalotnie
odpluwając na boki, nasze na wpół połknięte kędziorki,
seksownie pyta: "Dlaczego nie chciałeś skończyć w ustach?"...
Wiec z ta kłodą, to czasami wcale nie jest takie głupie...