Rzeznik
Posty: 5094 Dołączył(a): 19.02.2005
|
Napisane: 8 sty 2016, 13:14 |
Ahh ta prasa zagramaniczna i nie tylko http://wiadomosci.wp.pl/kat,141202,titl ... tykul.htmlKiedy w 2007 roku Platforma przejęła władzę jedną z pierwszych rzeczy jaką zajęła się prokuratura było badanie, czy przedstawiciele brytyjskiej grupy Mecom, ówczesnego większościowego właściciela Presspubliki nie naruszyli prawa. Powód? Bo... chcieli kupić mniejszościowe udziały od Skarbu Państwa, drugiego współwłaściciela spółki wydającej "Rzeczpospolitą". Mimo różnych usiłowań władz brytyjskiego koncernu, którzy chcieli zainteresować sprawą różne zachodnie media, odzew był słaby i ograniczony. Może przypominał pisk małej myszki w łapach wielkiego kocura - jeśli ktoś potrzebuje metafor, żeby lepiej zrozumieć rzeczywistość.
Jakoś milczały gazety, cicho siedzieli znawcy i komentatorzy, nie ruszało to zbytnio wyczulonych na łamanie praw i wolności aktywistów. Cóż, ówczesna "Rzeczpospolita", gazeta o wyraźnym profilu prawicowo-konserwatywnym widać na uwagę i obronę szczególnie nie zasługiwała. Gdyby była postępowa i liberalna, a to co innego. Dwa lata później spotkałem się z młodym dziennikarzem brytyjskiego "Economista". Było to już wtedy, kiedy to przedstawiciele Skarbu Państwa złożyli do sądu wniosek o rozwiązanie spółki, przystawiając tym samym Brytyjczykom pistolet do skroni.
Przyczyna tych nacisków, szykan, szantaży i presji zawsze była jedna: ówczesne władze, o czym wiedziałem od szefów koncernu, za każdym razem domagały się zmiany redaktora naczelnego. Brytyjczycy, czy to z powodu zasad, czy dlatego, że nie dowierzali partnerom, czy też, że bali się reperkusji, nie ustępowali, co tylko pogarszało konflikt. O tym wszystkim opowiedziałem wysłannikowi "Economista" - wysłuchał, pokiwał z niedowierzaniem głową, potem upewnił się co do wiarygodności mojej opowieści. Kiedy ponownie się odezwał nie mógł dojść do siebie z wrażenia. Jak to - mówił - to minister skarbu używa szantażu wobec niezależnych prywatnych mediów, chce wymusić zmianę redaktora naczelnego i nikt o tym nie pisze? Toż to skandal niebywały, trzeba na cały świat wołać i krzyczeć. W końcu chodziło o drugą największą polską gazetę, najczęściej cytowaną, ze średnią sprzedażą wówczas na poziomie stu kilkudziesięciu tysięcy. Po czym... po kilku dniach wysłał mi maila, że jego tekst o tym skandalu może się ukazać jedynie na blogu. Ponoć, tłumaczył najwyraźniej zaambarasowany, osoba, która w brytyjskim tygodniku odpowiadała za informacje z Europy Środkowo-Wschodniej zaprzyjaźniona jest z politykami PO, szczególnie z Radkiem Sikorskim i po prostu nie zgodziła się na druk. Przypomnę, że chodzi o ten sam, nazywany powszechnie prestiżowym tygodnik, który działaniom obecnych władz poświęcił w ciągu ostatniego miesiąca już kilka artykułów! (...) Podobnie nie zainteresowało ich inne wydarzenie, które miało miejsce równo rok później, kiedy to w ciągu jednego dnia ówże wydawca, który jak się okazało miał osobliwą skłonność do nocnych pogawędek przy śmietniku z ministrem Pawłem Grasiem, rzecznikiem ówczesnego platformerskiego rządu, wszedł w konflikt, a w rezultacie zniszczył największy wówczas wyraźnie opozycyjny tygodnik, "Uważam Rze", którym kierowałem. Pytacie się państwo może, ilu wówczas zgłosiło się do mnie po wywiady zachodnich korespondentów? Odpowiedź: nikt. Tak, mogło się wydawać, że to rzecz bez precedensu. W ciągu dwóch lat powstaje z niczego tygodnik, odnosi spektakularny sukces, uzyskuje średnią sprzedaż około 130 tysięcy egzemplarzy, gromadzi najlepszych i najbardziej rozpoznawalnych prawicowych publicystów, po czym nagle oni wszyscy odchodzą, pismo upada. Toż to dla każdego szanującego się dziennikarza gratka niebywała, wspaniała historia do opowiedzenia. A jednak, powtarzam, nie zgłosił się nikt, kto by był tą opowieścią zainteresowany. Brutalne rozbicie największego pisma opozycyjnego widać aż tak ciekawe nie było.
_________________ Jutro wszyscy zginiecie, robiąc coś zupełnie bez sensu...
|
|