Akurat był taki casual wieczór, bez mózgojebów , czyli gry max 1h.
Zagraliśmy w Colt Express, Codenames i King of New York.
Pierwsza to dziki zachód, karcianka, gdzie zagrywasz w kolejności graczy akcje, część jawnie, część ukrytych, z akcji tworzy się stos akrt i później je po kolei odkrywasz i realizujesz. Jak by to porównać do komputerowych, to taki trochę frozen synapse.
Za sprawą ukrytych akcji sytuacja może się rozwinąć dosyć zaskakująco, powodując, że Twój plan zupełnie spali na panewce.
Przyjemna ale dupy nie urywa
Druga, to trochę taka gra w skojarzenia. Jest 25 kart ze słowami, 8 z nich należy do teamu niebieskich, 9 do teamu czerwonych, 1 karta po której wybraniu przegrywa się grę i 7 kart neutralnych.
1 osoba w zespole jest "spymasterem" i jako jedyna widzi, które karty są czyje i jej zadaniem jest dawanie wskazówek w taki sposób, by jej zespół wskazywał karty należące do tego zespołu, a omijać resztę. Wskazówka może zawierać jedno słowo oraz liczbę, która mówi do ilu kart na stole się ta wskazówka odnosi.
Bardzo fajna gra imprezowa muszę powiedzieć. Polecam
A trzecia to rozszerzona wersja King of Tokyo i chyba podoba mi się bardziej niż oryginał.