Witold Jurasz Wczoraj o 12:46 ·
Rosyjska V kolumna w Polsce opisuje w jaki sposób dwóch, skądinąd zasłużonych, senatorów RP dało się wciągnąć w pułapkę na Ukrainie, która skutkuje kolejnym skandalem na linii Warszawa - Kijów. Vide:https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=411526402350898&id=218251225011751
Można byłoby oczywiście spytać o to, czy przed wyjazdem senatorowie konsultowali się z MSZ i służbami specjalnymi, ale obawiam się, że można z góry założyć, że nie. Pamiętam historię z czasu, gdy jako chargé d’affaires RP na Białorusi kierowałem naszą ambasadą w Mińsku. Pewnego dnia zadzwonił do mnie ambasador zaprzyjaźnionego z Polską państwa i spytał czy wiem, że kilku posłów na Sejm RP i wiceminister spraw zagranicznych naszego kraju będą następnego dnia brać udział w konferencji w jednym z dużych miast na terenie Białorusi. Nie wiedziałem. To skądinąd – sam już nie wiem czy tragiczne czy komiczne - że w tym przypadku nie tylko nie konsultowano się z MSZ, ale sam MSZ w osobie wiceministra nie poszedł do innego wiceministra, by sprawdzić na jaką konferencje go zaproszono. Co więcej w tym wypadku zapomniano nawet poinformować własną Ambasadę o przyjeździe. Inna sprawa, że to był nieomal standard i nie raz tak placówka, jak i MSZ były zaskakiwane przyjazdami wysokich urzędników państwowych z innych ministerstw. Tym razem sprawa była jednak zupełnie kuriozalna, bo w delegacji był wiceminister spraw zagranicznych. Był to człowiek nowy w dyplomacji i jak potem tłumaczył „nie wiedział”, że jak jedzie na Białoruś to dyrektor Departamentu Wschodniego i szef polskiej placówki na Białorusi powinni o tym wiedzieć. Z owym wiceministrem łączy mnie skądinąd jeszcze jedno wspomnienie. Pewnego otóż dnia ów gentleman zadzwonił do mnie na białoruski numer telefonu i spytał co mam na myśli w moim szyfrogramie pisząc, że… i tu zaczął czytać szyfrogram. To, że numer był na podsłuchu, a czytając szyfrówkę łamał i tajemnicę i szyfr jakoś nie przeszło mu przez głowę. Po kilku słowach położyłem słuchawkę, zadzwoniłem po 5 minutach, usłyszałem, ze jestem niegrzeczny, a następnie – gdy już udało mi się przebić przez podniesiony głos wiceministra - i dla odmiany ja na niego nawrzeszczałem, ustaliśmy, że pan wiceminister napisze do mnie szyfrogram. Kłania się marszałek Piłsudski, który powiedział kiedyś, że: „Tylko dzięki zaiste niepojętej, a tak wielkiej i niezbadanej litości boskiej, ludzie w tym kraju nie na czworakach chodzą, a na dwóch nogach, udając człowieka”. Wracając jednak do wspomnianej konferencji. Otóż ambasador zaprzyjaźnionego kraju poinformował mnie, iż konferencja, w której miała brać udział nasza delegacja jest organizowana przez KGB i jest prowokacją, która skompromitowałaby naszą delegację. Rzecz w tym, że dotyczyła ona praw dotyczących również jego kraju. Gdyby więc nasi posłowie i wiceminister spytali placówki to ambasador ów byłby jednym z pierwszych rozmówców, o których sprawdzalibyśmy czy owa konferencja jest bezpieczna. Nikt jednak niczego nie sprawdzał, a skandalu udało się uniknąć dosłownie w ostatniej chwili. Tydzień później byłem w białoruskim MSZ u wiceministra spraw zagranicznych, który spojrzał na mnie z uśmiechem i powiedział „no i zepsuł Pan nam taką ładną konferencję”. Jeśli miałbym więc skomentować skandal w Odessie, to tylko konstatując, że w ogóle mnie on nie dziwi.
Dziś update: Według trzyźródłowej informacji, którą posiadam senator Rulewski jednak spytał MSZ o opinię, czy ma jechać do Odessy, gdzie stał się bohaterem skandalu, który jest kolejnym w ostatnim okresie złym wydarzeniem w relacjach Warszawa - Kijów. Jak się okazuje pan senator spytał MSZ o ocenę swojego wyjazdu i otrzymał odpowiedź, że resort odradza mu wyjazd, a mimo to pojechał. Okazuje się więc, że tym razem nie mamy do czynienia z głupotą, którą zakładałem bazując na osobistym doświadczeniu współpracy z naszymi parlamentarzystami (vide wpis poniżej), ale z głupotą jeszcze większego kalibru.
_________________ Jutro wszyscy zginiecie, robiąc coś zupełnie bez sensu...
|