Dopiero dziś mam siłę pisać (i to nie za dużo). Obskoczyłem i Jarocin i Woodstock. Generalnie polecam obie imprezy, przy czym Woodstock to nie impreza - to stan umysłu. Na koncertach byłem mało co, właściwie większą część czasu chodziłem po deptaku patrząc na przebrania ect i grając we flanki z randomami. Sokół Millenium był absolutnym centrum imprezy - kto był ten wie, reszta - wygoglajta se. Z koncertów (na obu imprezach) obskoczyłem:
- Prodigy - spodziewałem się czegoś lepszego ale mimo wszystko miło było zobaczyć ich na scenie
- Slayer - dużo starych kawałków (Fight Till Death, Black Magic, Die by the Sword) ale mam wrażenie że trochę wolniej i jakby Araya się wydawał mocno zmęczony. Anyway najlepszy (ich) show na jakim byłem ever.
- Inner Circle - klasyk lat 90, fajne toto.
- Dragonforce - to jak ci goście zapierdalają na żywo to poezja. Za to widzieć ich zdziwione miny jak zobaczyli tłum - priceless.
- Oberschliesen (tylko fragment) - tam pod sceną to była umieralnia, za bardzo byłem zmęczony po poprzednim show.
- Nocny Kochanek - świetny show - szkoda że w namiocie Kriszny - duchota i pył zabiły dla mnie tą imprezę.
- Alcoholica - to specjalnie zostawiłem na koniec - Sasim i spółka odjebali koncert swojego życia. Jak gadałem z basistą to stwierdził, że na pierwszym kawałku widział jak ludzie biegli z głównej sceny do strefy Lecha (te sceny były dość blisko). Bonus dla mnie: złapałem pałkę