Byłem wczoraj w kinie na "To". Jak dla mnie, to jeden z najlepszych horrorów ostatnich lat (co nie jest jakimś dużym osiągnięciem, bo obecnie powstają same gówna w tym gatunku) Trzyma w napięciu, dobre efekty, sporo straszenia, całkiem dobrze grający młodzi aktorzy. I bardzo dobrze odegrana rola klauna.
Warto mieć na uwadze, że film się znacznie różni od książki. Niestety, ale sporo razy mocno się krzywiłem podczas seansu na zmiany w scenariuszu czy sposób prezentacji postaci. To z 1990 roku znacznie lepiej przedstawiało dzieło Stephena Kinga w kwestiach postaci i wątków. Postać Richiego Tozera jest według mnie strasznie chujowo odegrana. Sporadycznie moduluje on swój głos i naśladuje inne postacie i jest przesadnie wulgarny. Billowi również brakuje jakoś charyzmy. Eddie jest odegrany super, chociaż nie wiem czemu tak bardzo olali jego astmę przez pierwszą połowę filmu. Ben jest fantastyczny, tak samo Beverly. Stan jak to Stan, niczym się nie wyróżnia. Poprawność polityczna zadziałała i w filmie bardzo mało było tekstów antysemickich czy rasistowskich na tle czarnych.
No i całe zakończenie to jest kwestia gustu. Mi specjalnie nie podeszło, ale nie było też jakoś ekstremalnie spierdzielone. Zdecydowanie wolałbym, żeby Pennywise przybrał formę książkową w ostatniej konfrontacji. Podobnie jak miejsce walki. I tak jest lepiej tutaj niż w produkcji z 1990, bo tam rozwiązali to BARDZO przeciętnie.
No ale nie ma co się przypierdzielać, bo jako film "TO" jest bardzo dobre. Wiadomo, że nie ma możliwości przełożenia głębi wszystkich wątków z 1100+ powieści do filmu mającego 2 godziny (stąd na przykład bardzo spłycony wątek Henrego Bowersa).
PS. Szkoda, że tak mało razy można usłyszeć kultowe teksty, takie jak "Bip-bip Richie" czy "Hey-ho Silver naprzód!"