Powiem tak: watek główny jest równie zakręcony jak wydarzenia w Memento (kto nie widział niech nadrabia), do tego co jakiś czas w różnych scenkach karmieni jesteśmy wątpliwościami po jakiej stronie należy się opowiedzieć. To czego jest się świadkami przy wydarzeniach z pierwszych Promyvionów to tylko preludium do właściwej akcji, po prostu poznajemy jedną z głównych postaci wokół której toczy sie część historii.
Chapter 2 to zapoznanie się z resztą postaci a dalej jest poznawanie ich historii, odkrywanie coraz to nowych sensacji na temat pradawnego paktu, celu w jakim Promathia chce się pojawić ponownie na ziemiach Vana`diel. Wracają Zilart, mamy do czynienia z Kuulu i kilka innych rzeczy o których nie będę pisać aby nie spoilować fabuły.
Są momenty że się pęka ze śmiechu, jest kilka typowych dla dobrej fabuły motywów "ale jak to?!", jest chęć aby iść dalej i poznawać kolejne kawałki tej interesującej historii. Naprawdę, fabuła nakręca gracza jak jeszcze nigdy- nie to co misje w Bastok czy też nawet Zilart Missions. ZM prawdę mówiąc wypada bardzo blado i ubogo jeśli chodzi o tło fabularne w porównaniu do CoP. Tutaj poznajemy nie tylko jakąś pradawną rasę ale także dowiadujemy się masy fajnych rzeczy o pochodzeniu pięciu ras, które chodzą po Vana`diel, o beastmanach i ich celach (nie tylko zniszczenie ludzi, heh), kto ich tak naprawde stworzył o pakcie zawartym między Terrestial Avatarami a ... , o Mithrańskich Zabójczyniach (sympatyczne trio), kim tak naprawdę jest Keeper of the Apocalypse, gdzie i czy istnieje Al`Taieu - Celestial Capital i tak dalej i dalej...
Walki są dosyć ciężkie ale kiedy ogląda się kolejne scenki, które następują po starciach z różnorakimi wrogami nagroda jest tym większa. Nie żałuje że się w to wkręciłem i zycze Wam tak samo dobrej zabawy jak ja się bawię cały czas.
Została ostatnia walka... czas na Ultimę i Omegę! (ale za 2 tygodnie jak Nim wróci :/ )
_________________ "The tendency to whining and complaining may be taken as the surest sign symptom of little souls and inferior intellects." Francis Jeffrey
|