Zaczelo sie w miare banalnie: wyprawa na fafnira. Najpierw bylismy my (czyli DH) i pare osob z TG, z czasem TG zwiekszylo swa liczebnosc, pojawilo sie tez SW czyli klasyka: 3 os/m2.
Wygralismy pull, ale ktos z nowych pulnal tez wazke... Smok sobie spokojnie spal, ale stado wazek wybijalo nam mambersow. Powstala lekka panika i TG ukradlo nam Fafnira.
:
TG okazali sie mega noobami i gdzies po 2h walki smok mial full HP, co chwile ktos padal i wszystko zmierzalo do mass wipe TG. Ich resztki honoru uratowal nagly... reset serwera.
W miedzyczasie pojawil sie GM, ktory wyglosil pare sloganow i Jillsteward, ktory pewnie mial ochote zsolwac smoczka.
Po resecie prawie kazdy sie budzil marty, ewnentualnie byl dobijany przez Fafnira. Nie zostawalo nic innego jak powrot do HP.
Widok po resecie:
Na szczescie zebralismy sie szybko, powskrzeszalismy niedobitki i pulnelismy Fafnira. Walka trwala niecala godzine. Moj Chi Blast nawet robil niezly dmg (musialem 3 razy resetowac hate).
Dla takich nocy warto nie spac i warto grac w FF XI