Moja przygoda z "PvP".
Przyjechalem do SW. Slysze ze Under Attack to ide zobaczyc co sie dzieje. Kilku Horde walczy z kilkoma Ally. Przyglada sie temu banda n00bow
Przylaczylem sie. Nawet nie mialem laga bo bylo mnie wiecej 5v5. Tutaj ally zwyciezyli akurat
. Podlazylem sie do grupki z 3x60 lvl mag, pobieglismy do Stranglethorn. Tam horda. Poganialismy sie troche, dalej w malej grupce. Potm info ze zerg podaza w kierunku IF. Oni szybki HS, ja tez HSuje, a tu kosa:). Zgon po krotkiej i nierownej walce. Res, zgon, res zgon. Pad serwera
. Wstalo. HS do IF. Na razie tylko przednia straz chyba dotarla bo ally>horde. Pad serwera:) Pewnie ten zerg sie gdzies spotkal z innym.
Loguje sie znowu za jakis czas. Na gchacie info ze ownujemy horde w SS. Przylatuje. Okazuje sie ze juz nie ownujemy
. Zepchniety do defensywy udaje trupa lezac pod grupka "Enraged Gryphonow" tak zeby nie bylo widac napisu. Niestety demonslaying na staffie mnie zdradzil chyba :/.
Odkrylem drugi sposob. Jak sie stanie w grupce allies 'jeden na drugim' to jest naprawde niewielkie prawdopodobienstwo, ze ztargetuja gnoma:) No wiec stoje sobie i tylko rzucam cursy na przebiegajacych (akurat jak mi pusci lag, i z zadka, bo instanty rzucam kilka sekund, wiec zazwyczaj wychodzi z pola widzenia). Potem juz tylko AoE i modlitwa zeby ktos akurat przebiegal pod, bo wycelowac sie nie dalo niczym.
Potem horda sie namnozyla jeszcze bardziej. Gdy czas resa wzrosl do 4 minut dalem logout