A teraz opowieść z gatunku "młody byłem i głupi".
5 minut po dojściu do XR dostałem invite do gildii. Fajnie, pomślałem, zobaczę jak to jest z tymi gildiami i w ogóle. Od razu dostałem msg od GM że o określonej godzinie zbiórka w Ratchet i ruszamy na rajd.
O umówionej godzinie w Ratchet stawiło się circa 30 członków gildii (najwyższy lvl - 25, ja miałem coś koło 15). Atmosfera napięcia w powietrzu i tylko nie wiedzieć dlaczego stoi obok nas dwóch 60lvl Taurenków i cały czas /laugh /silly. Nasz bohaterski GM yelluje do nich żeby się przyłaczyli bo płyniemy kopać tyłki wrednych aliantów a oni na to /lol /lol /lol. Nasz GM na to że to buce i idioci i żebyśmy sobie na nich ignora włączyli.
No ale wreszcie nadchodzi wielki moment - statek cumuje, nasza bohaterska kompania wsiada, wiatr w żagle, tratata, lądujemy w jakiejś mieścinie Booty Bay no to pytam grzecznie GMa dokąd teraz. Chyba pomylił kierunki bo obiegliśmy BB 3 razy zanim ktoś wpadł na to ktorędy się wychodzi z BB.
Zaraz po wyjściu widzę na czele rajdu błyski i grzmoty a na kanale wołania o pomoc i pomstę do nieba. Myślę sobie - nasi dzielni kamraci walczą z wrogiem ! Ruszam na przód a tutaj widzę jak grupka piratów z karaibów lvl?? wycina w pień nasz rajd... W ciągu 10 minut było po wszystkim.
Po wiązce inwektyw pod naszym adresem jaką cisnął GM na kanale gildii (nie leczyliście, nie pomagaliście, nie słuchaliście moich rozkazów itp.) i szybkiej konsultacji z kilkoma innymi członkami gildii dałem /gquit.
Teraz z perspektywy 52lvlu i naprwdę sympatycznej i zdrowej umysłowo gildii w której siedzę aż mi wstyd za tamten "rajd". No ale cóż, każdy w życiu robi coś głupiego