Dzisiaj w nocy nareszcie udalo mi sie wybrac do jednego z nowych obszarów. Aby tam wejsć wymagany jest key item Cosmo-Cleanse sprzedawany przez NPC w Port Jeuno przy wejściu na statek do Windurst (elfka w bard JSE). Niestety panna zagai rozmowę tylko wtedy kiedy mamy dostęp do Al`Taieu a reszcie zasugeruje poszukać "prawdziwych poszukiwaczy przygód"
Po teleportowaniu sie do Crag of Dem nalezalo przejsc na jego druga stronę tam, gdzie kiedyś był krysztal- teraz zamiast kryształu jest smuga światła po zgadaniu której zostajemy teleportowani do Northern Al`Taieu (odgrodzonego od zewnętrznej części Al`Taieu polem siłowym). Teleport z Dem do Northern Al`Taieu wygląda tak:
Na mniejscu trzeba było zaopatrzyć się w drugi Key Item. Tym razem należało zabić jakiegoś NMa- całe szczęście szybko go znaleźliśmy i czekaliśmy na miejscu aż reszta osób się teleportuje aby dostać key item. Czekaliśmy poza zasięgiem tego stworzenia co zawisło w powietrzu niedalego od nas. Ponoć (jeszcze nie walczyłem) potyczka z tego typu meduzą trwa do pół godziny (chory regen, charm).
Kiedy już zabiliśmy NMa (to ten mały kwiatek koło wysepki na poprzedniej fotce) zabraliśmy się za znalezienie wejścia do Limbusa. Nie trwało to dłużej niż 5 minut (z kilkoma walkami po drodze bo bez aggro się nie da
)
Jak już wszyscy przeszli przez Swirling Vortex znaleźliśmy sie na obszarze łudzaco podbnym do Promyvhionów...
Gdy wszyscy byli gotowi, buffy wrzucone to załadowaliśmy się na "windę"
Mieliśmy dwie opcje do wyboru, wybraliśmy chyba NW Temenos (ale głowy nie dam) no i zaczęła się zwłaściwa zabawa
Każde piętro to kilka stworków zwykłych plus boss- zawsze jakiś unikalny gatunek. Na pierwszym piętrze walczyliśmy z duchami a bossem była Doom Toad. Wyobraźcie sobie Curse wchodzące jednocześnie w kilkanaście osób- od tego zwalnia płynność animacji
Taktyka była podobna do tej z dynamis, tylko mniejszy respekt dla stworów- pewnie dlatego że było ich mniej i zazwycaj nie linkowały. Na pierwszym poziomie duchy wyrzucały jedną Ancient Beastcoin lub wogóle
Boss pierwszego poziomu- poszło kilka żartów z jego xywki- dośc szybko umarł bo mieliśmy naładowane TP no i po zabiciu duchów puściły wszystkim hamulce
W okolicy leżało też kilka skrzynek- są w nich przedmioty albo wyleczenie hp/mp/abilities (w tym 2H!!!) do full albo co nas najbardziej interesowało time extensions. Time extensions są potrzebne bo zaczyna się mając 30 minut i potem zabijając albo otwierając skrzynki dostaje się dodatkowy czas. Za zabicie bossa poziomu dostaje się skrzynkę z jakimś rare exem i kilkoma monetami.
Drugi poziom obrodził krowami w róznej postaci- najpierw zwykłe Bufallo w ilości 4-5 sztuk (też jedna albo zero monet po zabiciu) a potem boss poziomu i tutaj miałem ubaw bo xywkę ma nieprzeciętną
Doczekał się całej sesji zdjęciowej
Polska krowa ginie tylko od polskiego ninja
Na trzecim poziomie napotkaliśmy na bugardy, które nie są obce dla miłośników Lufaise Meadows. Taktyka niezmiennie ta sama- kilkanaście osób bije jednego stworka aż ten upadnie- sprawdzała się perfekcyjnie. Tym razem za nasz wysiłek byliśmy nagradzani dwoma monetami od łebka.
Szefem bugardów okazał się być nie kto inny jak nasz dobry znajomy ze Sky z właściwymi dla siebie specialami. Był nieco słabszy ponieważ nie czarował ale i tak jak zionął to schodziło równe 400 hp
Nic innego nie przyjąłem na klatę ale to dobrze bo mógłbym zejść
Winda, kolejny poziom. Jak zobaczyłem, że zwykłymi stworkami są Wyverny to mogłem jedynie przełknąc znaczaco slinę. Nie lubię i nigdy nie polubię walki z nimi w dużej ilości osób- zanim się człowiek wygrzebie z jednego speciala to leci następny, jeszcze bardziej destruktywny. Całę szczęście tutaj nie okazało się to być aż tak tragiczne, tylko ostatni smoczek na jednym cieniu użył na mnie fang rusha za jakiś 1200+ co połozyło mnie na ziemię. Za zabicie wyverny dostawaliśmy chyba 3 monety. Albo 4, nie pamiętam.
Szefem obszaru był nie kto inny jak duży smok, całe szczęście każdy miał ze sobą zestaw ekwipunku do tankowania, dlatego błyskawicznie przestawiliśmy sie na dłuższą walkę. niestety 1/4 walki oglądałem sobie w logu z powodu wspomnianego wcześniej Fang Rusha na berserku... Na poniższym obrazku staramy się obejśc dużego smoka dużym łukiem aby wymordować mu resztę dzieci a na końcu wziąść się za niego samego.
Zabawne, kiedy człowiek jest "weakened" i nie może bezpośrednio walczyc zauważa kilka rzeczy. Na przykłąd dlaczego skoro smok ma dopiero 1/4 HP zabrana ekipa wygląda na umierającą. Dobrze, że zostawiliśmy sobie po drodze skrzynkę z HP/MP i po około minucie prób uśpienia smoka nareszcie się nam to udało. Wszyscy zywi pobiegli do skrzynki a jak już się zgromadzilo odpowiednio blisko to ktoś skrzynkę otworzył stawiając nas momentalnie na nogi. Sleep smoka dał nam czas na przegrupowanie się i wyleczenie dlatego dalsza część walki przebiegała bez jakis większych dramatów- ot zwykłe,metodyczne zmiekczanie smoka.
Ostatnie piętro. Hmmm kilka... tak, kilka behemotów.
Czy one linkują?!?!?!? Po pierwszym pullu wiedziałem, że tak
Całe szcęście jakoś nam się odało z tego wyjść cało. Za każdego małego behemotha dostawaliśmy po 6 monet
Było fajnie dopóki główny boss nie wziął sobie mnie na celownik!
Z Meteoru (którym Książe rzucał co chwila) dostawąło się damage AOe za jakieś 500-800, Kaiser Horn to atak kierunkowy po linni za około 1200+ (zabił 3 osoby na raz, hahah). A reszta to buffy, którymi się szybko zajmowali magowie. Ostatecznie przyjęliśmy taktykę voke+ucieczka poza zasięg meteoru a w tym czasie blm odpalali najmocniejsze czary a potem mężnie umierali
Jak zaczynaliśmy walkę z Kaiserem mieliśmy około pół godziny czasu, Skonczyliśmy ją mając niecałe 5 minut. Ale co to było za zwycięstwo!
W sumie Z Limbusa wyszedłem ooło 3 rano a zaczęliśmy cały run o godzinie 1 rano począwszy od rozmowy z NPc w jeuno aż po końcowe rozmowy w gronie alliance na temat taktyk i przyszłych wycieczek do Limbusa. Ponoć skończyliśmy najtwardszy z limbusów, wszędzie indziej bossami są zwykłe stworki
Róbcie wreszcie dostep do Al`Taieu!!!!