Tez z lezka w oku wspominam hot-seat w Imperium Galaktica (takie cos w stylu "orionow" na atari/peceta).
Pamietam ze gralismy we 4 i jak jeden robil ruch to pozostalych 3 knulo jakies pakty, handlowalo surowcami, technologiami albo informacjami na kanapie. Jedna partyjka to bylo ok 3-4 spotkan tak od 20 wieczorem do 6-7 rano wiec po kazdym spotkaniu zgrywalismy save na dyskietke, dyskietke sie zamykalo w pancernej kasetce ktora zostawala u mnie a klucz do niej bral inny gracz (ah to zaufanie...
).
Uderzenia na planety wroga (ktory do ostatniej chwili powinien sadzic ze jest "naszym najlepszym przyjacielem") planowalo sie zazwyczaj tak, zeby wypadaly ok 3-4 rano gdy nadchodzil juz kryzys zwiazany z brakiem snu i nadmiarem piwa. Moze dlatego gdy pare lat pozniej gralem w DAoC'a zupelnie nie zaskakiwalo mnie planowanie rajdow na zamki i relikwie innego realmu o jakis chorych godzinach - lata praktyki robia swoje
Anyway pamietam ze kazdy strasznie dbal o to zeby nie zyskac łatki agresywnego albo zbyt mocnego gracza (bo wtedy pozostalych 3 by go szybko zlikwidowalo) wiec odgrywalo sie jakos komedie aktorskie, przygotowywalo sie prowokacje etc etc etc.
Tyle ze po 3 latach gry w tym samym skladzie znales juz wiekszosc zagrywek kolegow na wylot i wiedziales ze nie mozna bylo wierzyc nawet w odwrotnosc tego co mowia