Takie dwie historie zwiazane z guild reform.
Od paru dni mamy war z duzym alliancem na hinde. Oni nam zadeklarowali war, my nie moglismy przyjac bo od 2 miechow leadera wcielo wiec ogolnie kiszka - w razie smierci my tracimy full XP a przeciwnik tylko 1%.
Dzis bylo spotkanie gildii i padla decyzja o tym ze robimy nowy klan.
Pozostala kwestia wyboru leadera.
Bylo 2 kandydatow - tak naprawde obaj pasowali wszystkim: nicci (hero SK) i hakk (hero bishop).
Postanowilismy zorganizowac glosowanie a zeby bylo "tajne" wszyscy puszczali PM do osoby trzeciej, ktora zliczala glosy.
Padlo na mnie.
Powinienem dostac 17 PM z glosami + moj = 18.
Mialem w sumie 17 wiec zaczynam sprawdzac kto nie podeslal... mam.
PM goscia zeby sie zdecydowal.
On mowi ze nie moze.
Ja: no rozumiem ze to trudny wybor ale musisz sie zdecydowac.
On: to nie o to chodzi - to problem narodowy.
Ja: ???
On: No ja jestem szwajcarem - my zawsze jestesmy neutralni....
I zeby bylo smieszniej - facet nie zartowal i nie zaglosowal
A druga "przygoda".
Dalismy quit z klanu i czekalo nas 5 dni delay zanim bedziemy mogli podlaczy cie pod nowy.
Polazlem sobie zapolowac na cos w mniej uczeszczanych spotach bo przyznaje bez bicia - zabilem wrednie 3-4 osoby z Redemption jak expowali na VoS, w tym 2x nie zlapalem murder counta czyli mob dobil faceta - takich rzeczy sie szybko nie zapomina
Bije sobie mobki na Beast farm i nagle podbiega jakis facet i mowi "Hi".
Ja mu tez "Hi" a on "wow, niesamowite - clanless dorf i mowi!"
Anyway - facetowi chodzilo o to, ze nie pamieta juz spotkania z dorfem ktory nie ma gildii i jednoczesnie nie jest botem - jesli to nie jest rasizm to ja juz nie wiem co nim jest