Zdawalem 8-9 lat temu, zdalem za 4-tym razem.
Teoria od razu bez zadnego bledu, jakies banaly generalnie to byly
.
Placyk... wtedy robilo sie wszystkie manerwy, nie tak jak teraz.
1: Wyjechalem z poprawnie zrobionej koperty i ustawilem sie do zawracania na trzy, a gosc nagle do mnie podbiega i mowi, ze jeszcze raz koperta, bo podobno zahaczylem o slupek przy wyjezdzaniu (!). Oczywiscie slupek stal na swoim miejscu nie przesuniety ani o milimetr, ale wowczas nie bylo zadnych kamer etc., zeby sie klocic. Mysle - co tam, powtorze. No i z tej pozycji do zwracania na trzy mi sie nie udalo wjechac calkowicie prosto. Z przodu do linii mialem 20 cm, z tylu 10 cm. Oblal mnie za to... Plac zdala jedna osoba (z 12).
2: Luk. W drodze do osrodka ochlapal mnie jakis debil i caly w blocie, wkurzony i przemoczony dotarlem tam ledwo na czas. Pierwszy raz wowczas siedzialem we Fiescie (wczesniej tylko Punto) i nie moglem do konca wyczuc czulosci kierownicy w ciagu tych 2-3 minut przed rozpoczeciem manewrow. Podobno nie jechalem rownolegle wzdluz linii tylko od linii do linii (tylem) jak pijany. Oczywiscie zadnego slupka nie potracilem, a na linie wg. pozostalych zdajacych rowniez nie najechalem. Czyli znowu problem braku idealnej rownoleglosci. Plac zdala jedna osoba (z 11).
3. Parkowanie tylem. Zima, lekki mrozik i nagle maksymalnie ostro zaczal sypac snieg. Placyk byl odsniezony, ale w ciagu 10 min pokryl sie 1-2 cm warstwa, nie bylo widac linii. Dwa razy wjechalem tylem minimalnie krzywo i tym samym po raz trzeci uwalili mnie za brak idealnej rownoleglosci. Plac zdala znowu jedna osoba (z 10+). Ta pierwsza, gdy jeszcze snieg nie padal.
4 (ktorego nie bylo): spoznilem sie 5 min. na teorie, ktorej i tak nie mialem pisac, bo juz ja mialem zdana. Gosc mnie nie wpuscil oraz wyprosil i oswiadczyl, ze egzamin traktuje jako niezdany. Wkurwilem sie niewasko, poprosilem o nazwisko i poszedlem zrobic wioche do centrali. W efekcie mialem kolejny termin za 3 dni, oczywiscie nic nie musialem placic, a ten egzamin uznano za niewazny.
4 (wlasciwy): Plac perfect, a przynajmniej nikt sie niczego nie przypieprzal. Zdalem go jako druga i ostatnia osoba (na 12). Miasto zdawalem drugi - gosc przede mna nie zdal. Egzaminator na miescie wozil mnie po jakichs waskich uliczkach, potem kazal jechac na dwupasmowke, potem znowu jakies uliczki, do tego ciemno, zimno, snieg zaczal znowu padac, slisko, nieprzyjemnie. Latwo o drobny blad. Jakos sie jednak udalo.
Takich historii jak moja jest pewnie mnostwo. Wtedy zla doszukiwalem sie glownie w osrodkach egzaminacyjnych, bo uwalanie za byle pierdole i tym samym zmuszanie do wydawania kolejnych pieniedzy oraz czekania po kilka tygodni na kolejne terminy to po prostu kpina. Dzis ta opinia zmienila sie o tyle, ze z perspektywy czasu porownujac swojego owczesnego skilla za kierownica do dzisiejszego widze, ze nie zaslugiwalem na prawo jazdy, tak jak pewnie 90% pozostalych zdajacych. Ale nie moja w tym wina - po prostu w 30 godzin, z tego polowa na placu (!), nie mozna sie nauczyc lepiej jezdzic. Bylem przygotowany najlepiej jak moglem.
I to wlasnie powinno sie zmienic. Kursy po 300 godzin, 3x wiecej kosztujace niz obecne, obejmujace sytuacje ekstremalne, szczegolowe badania lekarskie - trudno. To w koncu dla bezpieczenstwa nas wszystkich, pieszych i innych kierowcow. Bo to co widze na drogach co drugi dzien wola o pomste do nieba. Wyprzedzanie na trzeciego, 250km/h na zwyklej dwupasmowce gdzie jest ograniczenie do 70 (bo miasteczko i przejscie dla pieszych), do tego teraz masa starego zachodniego zlomu z nadal poteznym kopytem, a przez to bardzo niebezpiecznego. Jest coraz gorzej. Prawo jazdy powinno sie stac trudniejsze do zdobycia, ale nie poprzez patologie na egzaminach, tylko poprzez zasady umozliwienia przystapienia do egzaminu. Nie powinien tego prawa dostawac kazdy pierwszy lepszy szczyl, ktorego stac jedynie na rozsypujace sie auto zostawiajace na sniegu nie dwa, a cztery slady, kupione za 3000 zl zarobione w miesiac w Irlandii w wakacje, tylko czlowiek dojrzaly, ktory przejdzie roczny kurs i badania (medyczne i psychologiczne). Wiem, ze to troche utopia, ale tak powinno byc. Ilosc wypadkow spadlaby do minimum. Wystarczy porownac prawo jazdy z licencja pilota, by zauwazyc istotne roznice.