Pieszczoch napisał(a):
Nie wiele, bo jestem za leniwy aby certyfikat robic.
Jak wroce i dorobie w wakacje troche ekstra gotowki, to oplace do konca szkole i egzaminy na certyfikaty, bo juz mam dosyc troche ze nie moge kroic 50zl\h.
Wiec TELC sobie zdam (bo obowiazkowy na IBSie jest), i ten CAE przy okazji.
Chociaz mam pewne watpliwosci, bo odrazu po studiach chce sie przygotowac na CPA, czyli mam do wyboru wywalenie kasy na niepotrzebne CAE i troche wiecej zdzierac z rodzicow dzieciakow i studentow albo poczekac troszke czasu.
PS. Rozwalaja mnie te efekty certyfikatow, widze ogloszenia konkurencyjne osob co maja nawet FCE (poziom liceum) i biora tyle samo ale bez dojazdu (ja jeszcze dojezdzam samochodem na miejsce). Poprostu student fililogi angielskiej czy ktos z podstawowym FCE zawsze bedzie "marketingowo" lepiej wypadac w ogloszeniach niz student co studiuje ekonomie po angielsku :/
tak naprawde istotne jest to czy potrafisz sie poslugiwac plynna idiomatyczna angielszczyzna , syntetyczne certy ladnie wygladaja na papierze ale to niekoniecznie musi byc wymierne w poslugiwaniu sie angielskim w codziennej rozmowie . Wiesz ilu tak naprawde ludzi nadaje sie na tlumaczy ang? , 2-3 na 100 i to sa slowa naprawde duzych i znaczacych biur translatorskich , to tez sie tyczy kazdego jezyka , czy potrafisz prowadzic rozmowe na wielu plaszczyznach , jestes w stanie rzucac zartami rozumianymi przez anglikow i tak dalej , wielu ludziom sie wydaje ze posiedza pol roku w Londynie i po przyjezdzie sa gotowi tlumaczyc na angielski , nic bardziej mylnego
. Trzeba tym zyc , przeczytac setki lektur , orientowac sie w polityce , strukturach wewnetrznych , historii i miec naprawde duzy talent lingwistyczny . Papier wiadomo , warto miec ale bron sie przedewszystkim jakoscia