Ale jest jeden szczegół.
W AO tak się rajdowało na wszystkie dungeony, w Pandemonium był tydzień clanowy i tydzień omni ("podpisano" porozumienie), co osiem godzin rajd na zody, co 18 na Beasta. Standardem jest 100 osób na rajdzie, przy 200 serwer zaczynał szwankować. Ale do historii gier MMO powinien przejść rajd na smoczka w lochach Camelotu (zamku neo-rycerzy, jednej z clanowych frakcji). Żeby złupić Tarasque, bo tak się nazywa smoczek, trzeba było najpierw wywalczyć prawo do niego, bo całe lochy były strefą PvP. Czasami łącznie nawalało się 400 luda po ciasnych korytarzach. Trzeba też wspomnieć o wojnach o pola Notum. Niczego nie dałoby się zdziałać samemu. Sukces leży we współpracy całej frakcji. Piękne przeżycie, wprawdzie zdarzało mi się na to pluć, ale po pograniu w WoWa doceniłem to.
W WoW wszystko jest podane na tacy przez devsów. W AO gracze ustalają zasady. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko open PvP, w większości zon można walczyć tylko mając flagę PvP. Tyle, że z community takim jak ma WoW, pewnie ciężko by było cokolwiek zdziałać. Właściwie, porównując AO do WoWa, to ten drugi community praktycznie nie ma. I dlatego to nie gra dla mnie. Inna sprawa, że w WoWa gra po prostu dużo ludzi, co najmniej połowa z nich (z racji powszechności tej gry, za dużo dzieciaków i idiotów) nie umie grać z innymi. Dlatego devsi są jak najbardziej usprawiedliwieni w takim a nie innym zaprojektowaniu gry. Boję się tylko, że teraz wszystkie porządne gry tak będą wyglądać.