Eksperyment brytyjskiej grupy muzycznej z całą pewnością można udać za udany - w ciągu pierwszej doby sprzedaży w Sieci najnowszy album zespołu Radiohead znalazł ponad milion nabywców - tylko co czwarty z nich nie chciał zapłacić za utwory.
Swój siódmy w karierze album "In Rainbows" muzycy z Radiohead postanowili wydać na własną rękę, bez wsparcia dużej wytwórni muzycznej. Od środy najnowsze utwory dostępne są do nabycia w internecie, tradycyjne wydanie na krążku CD przewidywane jest dopiero w 2008 roku.
Zainteresowanie płytą przerosło oczekiwania obserwatorów rynku. W ciągu pierwszej doby 1,2 miliona fanów z całego świata pobrało płytę z oficjalnej strony albumu, chociaż od godzin porannych materiał krążył już po sieciach p2p. Wiele osób miało problemy z odwiedzeniem witryny.
Każdy, któremu się jednak to udało, mógł dowolnie ustalić cenę nabywanego albumu. Dane z grupy losowo wybranych 5 tysięcy internautów pokazują, iż ponad połowa z nich zapłaciła do 10 funtów, natomiast prawie 1,500 nie zapłaciło nic, bądź symbolicznego pensa. 673 osoby zamówiły specjalne wydanie za 40 funtów (z dwoma płytami i książką).
Co ważne, znaleźli się jednak i tacy fani, którzy za pliki mp3 zapłacili najwyższą dopuszczalną przez system kwotę, tj. 99,99 funta! Skłoniła ich być może do tego świadomość, że w przeciwieństwie do kontraktów muzycznych, w tym wypadku pieniądze trafią głównie do muzyków, a nie do kieszeni wydawcy.
Sukces Radiohead zachęci z pewnością kolejnych artystów zmęczonych współpracą z wielkimi koncernami fonograficznymi do podjęcia podobnych kroków. Kilka dni temu lider Nine Inch Nails Trent Reznor ogłosił zakończenie współpracy ze swą wytwórnią - całkiem prawdopodobne, że zapowiedziany przez niego na przyszły rok nowy materiał również ukaże się w internecie.
Na liście ewentualnych naśladowców Radiohead wymienia się również zespoły Oasis i Jamiroquai. Przykład "In Rainbows" pokazał bowiem, że internet jest w stanie całkowicie zastąpić tradycyjną dystrybucję muzyki.
zrodlo: http://di.com.pl/news/17804,1.html
W samych Stanach sprzedawanie płyt jest coraz gorszym interesem - teraz każdy w branży mówi ponoć, że zarabia się (tak jak w Polsce) - na koncertach. Sprzedaż płyt cd z muzyką w zeszłym roku przyniosła w USA 533mln dol. zysku, a koncerty ponad 3,5mld!
Co o tym wszystkim sądzicie? Dochodzi do tego, że muzyka na codzień jest praktycznie na prawdę za darmo, dzięki czemu można zyskać większą ilośc fanów, a Ci przychodza na koncerty, płacą kilkadziesiąt-kilkaset $ i nabijają zespołom portfele. Mi taki system odpowiada