No i dużo masz racji, kwestia raczej leżała, że się do końca nie zrozumieliśmy.
Cytuj:
Mogę cię zapewnić, że UW czy UG nie przyjmie na swojego wykładowcę absolwenta jakiejś prywatnej pipidówy.
Za to na prywatnych pipidówach zatrudniają wykładowców z uczelni państwowych po to by rzekomo podnosić prestiż. Problem w tym, że "rektor" takiego prywatnego badziewia narzuca pewne wymagania w stylu "obniż poziom albo wypierdalaj - oni płacą więc muszą zdać".
Tak masz rację. Ja mówiłem raczej o drugim zdaniu Twojej wypowiedzi. Że podnosi uczelnia prywatna sobie prestiż, ale także nadają nakaz na zmniejszone wymagania. Ale nie zmienia to faktu, ze jak student chce się nauczyć i wynieść coś z wykładu/ ćwiczeń to w większości przypadków wykładowca jest zadowolony i pomaga jak tylko może studentowi. Co najmniej ja tak miałem. Nie każdy przedmiot oczywiście lubiłem, ale te co mnie interesowały, jak najbardziej konsultowałem się z wykładowcą.
Cytuj:
Najbardziej mnie rozbrajają licencjaci obnoszący się tym, że mają "wyższe wykształcenie"... Jeszcze inżynier, jak to inżynier - coś potrafi. Ale w dzisiejszych czasach bez magistra jest się nikim (w klasyfikacji naukowej).
Racja. Ale i tak taki licencjat jest mądrzejszy od Amerykanina
.
Chociaż w Polsce w dzisiejszych czasach licencjat to tak jak zawodówka
.
Cytuj:
Po 10 latach doświadczenia zawodowego zazwyczaj różnice się zacierają. Jednak zaraz po studiach - absolwent uczelni państwowej > absolwent pseudouczelni
Oj różnice się bardzo szybko zacierają. Jeśli złapiesz dobrą pracę, w której pracodawca o Ciebie dba. Dostajesz dobrą umowę i popracujesz rok dwa.
To przyszły pracodawca weźmie tego z rocznym doświadczeniem i licencjatem/inż z prywaty niż mgr z PW bez tegoż doświadczenia.
Zresztą znam półgłówków z PW i znam geniuszy z totalnej prywaty. Wiadomo wyjątki się zdarzają, ale ja bym tego nie podsunął pod wyjątek. Wiem że teraz te liczby są wyssane z palca. Ale dla mnie to jakieś 20-30% tych debili z PW i tych geniuszy z prywaty.
A i tak wszystko zależy od tego jak dobrze się zakręcisz przy pracy, omamiesz na początku pracodawce by zaprosił Cię na rozmowę kwalifikacyjną a najlepiej test bezpośrednio w pracy.
Ja tak miałem. Pracowałem sobie wklepując dane, a tak na wakacjach, by coś zarobić. Pracowałem dosłownie 2 tygodnie. Była rekrutacja do IT. Poszedłem na rozmowę kwalifikacyjną. Z kierownikiem się dogadałem tak. Że słyszałem że jedziesz na urlop na tydzień. To ja bym popracował z chłopakami w dziale przez tydzień pouczył się tego i owego jak to wygląda
a po powrocie ocenisz moją znajomość. Przez tydzień nie odstępowałem poznanego nowego kolegę ( na szlugu, a podobno palenie szkodzi). I takie wrażenie na szefie zrobiłem, że nic innego nie pozostało mu do zrobienia. Tylko zatrudnienie mnie.
Ba dostałem od razu umowę o pracę na rok czasu, na początek. a koleś po PW pracujący obecnie, miły z niego koleś, też gra w WoW. ciągle jest na samozatrudnieniu. Tak go kiwają.
Wszystko zależy od tego kto i jak umie z ludźmi rozmawiać.
Więc te 10 lat trochę na wyrost wziąłeś
Cytuj:
W karierze naukowej zaś zawsze różnica będzie widoczna. Ktoś kto zaczynał od nauki w szkole - zawsze będzie na uczelni wyśmiewany. Nawet w rotacjach Uniwersytet <-> Politechnika jest zawsze kupa śmiechu z takich pracowników.
Nie wiem, nie do końca się znam na wypowiedziach pomiędzy takimi wykładowcami. Ale wg mnie i tak wszystko zależy kto z kim przystaje takim się staję. I jak kolo po podstawówce będzie na tyle fajnym kolesiem ze strony prywatnej, a do tego jednak bardzo dobrym i wyspecjalizowanym w swym fachu, że to przetrwa( bo na początku na pewno będą sobie jaja z niego robić) i się zaprzyjaźni z kim trzeba i się to skończy, szybciej niż się zaczęło.