Prawda jest taka, że do wszystkiego trzeba mieć tzw. "dryg" czyli inaczej mówiąc talent. Są ludzie którzy nie mają kompletnie wyczucia przestrzeni i gabarytu pojazdu, są ludzie którzy kompletnie nie mają wyczucia prędkości z jaką porusza się obiekt, jeszcze inni nie maja obu tych umiejętności. Moim zdaniem do prawka powinno się podchodzić GÓRA 2-3 razy i jeśli nie uda się komuś zdać, powinien mieć dożywotni zakaz robienia prawo jazdy. Mam znajomego co zdał za 11 razem i to doskonale obrazuje jego umiejętności bo ma prawko bodajże 14 lat i nadal jeździć nie umie.
Dobrym przykładem jest siostra kumpla. Pięć razy oblała, chodziła na kurs, bracia próbowali ją też uczyć. Zawsze tłumaczyła się, że na kursie jest spoko, jak jeździ z braćmi to po niej krzyczą, a na egzaminie się stresuje, więc poświeciłem jeden dzień aby zrobić jej skillup. Wpierw jeździliśmy po okolicy którą zna od dziecka i się trochę podłamałem, ale myślę sobie - jest akurat dość duży ruch, nie jeździ regularnie i może tego nie ogarnia. Z czasem zaczęliśmy jeździć po wręcz polnych drogach i dokładnie było to samo... po 5 godzinach tłumaczenia w którą stronę kręcić kierownicą przy cofaniu, kiedy redukować biegi, jak używać sprzęgła, po prostu się poddałem. Na spokojnie pogadaliśmy i jej szczerze powiedziałem żeby sobie darowała prawo jazdy, bo więcej szkód będzie z tego niż korzyści, a w najgorszym wypadku, zabije siebie i/lub kogoś. Podejrzewam, że może przy odrobinie szczęścia za którymś razem by zdała ten egzamim - teorię można wykuć na pamięć, plac wyuczyć, a na mieście mieć szczęście, u niej jeszcze dochodzi kwestia ponadprzeciętnej aparycji, więc ktoś by się w końcu zlitował.
Moim zdaniem jeśli ma się choć minimalne predyspozycje do prowadzenia jakiegokolwiek pojazdu to można ten egzamin zdać przy trzech podejściach, a zdać go za pierwszym razem też nie jest jakoś szczególnie trudno. No kurwa jak ktoś podchodzi do egzaminu 15 razy to się powinien kurwa zastanowić czemu nie umie go zdać. Nie kapuję kompletnie podejścia ludzi do kwestii prawa jazdy. Powiedzmy, że chcę zostać muzykiem, a mam zerowe wyczucie rytmu, nikt mi nie zabroni chodzić do szkoły muzycznej, nikt mi też nie zabroni koncertować, a to że wydaję kasę w błoto i mnie wygwizdują na koncertach to już tylko i wyłącznie moja sprawa. Tylko kurwa dlaczego ta sama zasada obowiązuje przy prawo jazdy. Idę na kurs, jeżdżę beznadziejnie, nie zdaję egzaminu powiedzmy 5 razy, ale mam możliwość dalszego podchodzenia do niego, w końcu go jakimś cudem zdaję i wyjeżdżam na drogę publiczną gdzie jedyne co robię to stwarzam zagrożenie i gdzie jeśli zrobię błąd to kosztem może być moje życie lub/i życie kogoś, a nie kwestia wygwizdania....
Osobiście mam prawo jazdy prawie 10 lat. Jeżdżę dość sporo, na pewno nie tyle co zawodowi kierowcy, ale zdarzało mi się jeździć 5-6 tys km miesięcznie. Przez ten okres rozjebałem auto tylko jeden raz - zaraz po dostaniu prawka zaliczyłem betonowy słup kiedy popisywałem się "rajdową jazdą" przed kolegami. Pamiętam jak dziś pierwszą rzecz jaką pomyślałem - "kurwa 1,5m i bym przeszedł obok słupa", dopiero z czasem doszło do mnie, że auto jest dość mocno rozjebane, że oprócz mnie były w nim 4 osoby, że moja jazda bezpośrednio przed wypadkiem wyglądała tak, iż mogliśmy w ciągu pół godziny zginąć z 15 razy. Od tego czasu jeżdżę (odpukać) bezwypadkowo, ale przyjąłem zasadę - nigdzie się nie śpieszę, jeśli nie dojadę na czas to trudno, bo najwidoczniej za późno wyjechałem. Jeśli jadę gdzieś pierwszy raz i muszę być punktualnie, to zawsze wyjeżdżam na tyle wcześnie, aby być sporo przed czasem. Po kilku kursach tą samą trasą można ocenić jak długo zajmuje jazda w nocy, rano, w godzinach szczytu i odpowiednio wcześnie wyjechać. Nie jeżdżę też niewyspany, a jeśli czuję, że usypiam to staję na pierwszej stacji i przynajmniej 30 minut się prześpię.
Co do prędkości to uważam, że szybka jazda stwarza zagrożenie takie samo jak zbyt wolna jazda... wszystko zależy od warunków na drodze. Osobiście na suchej autostradzie dociskam nawet 190-200km/h, choć od jakiegoś czasu nie mam auta co wyciąga więcej niż 170km/h. W obecnym okresie nie przekraczam 150km/h na autostradzie, na ekspresówkach i drogach dwu-pasmowych do 130km/h. Na drogach jednopasmowych, to jeśli jest duży ruch z naprzeciwka, pada deszcz, a przede mną jedzie kolumna tirów jestem w stanie jechać nawet te 50km/h. Zawsze też jak widzę znaki ostrzegawcze spuszczam nogę z gazu, zwalniam też na "czarnych punktach". Przez te 10 lat spotkało mnie na drodze praktycznie wszystko. Jechałem w takich warunkach zimowych, że pasa zieleni nie było widać i jedynie po znakach można było określić czy jedziesz jeszcze drogą, szczerym polem, czy pasem zieleni. Widziałem najróżniejsze wypadki, auta wylatujące z drogi dosłownie kilka metrów od mnie, czołowe zderzenia, wjazdy pod tiry, potrącenia pieszych i rowerzystów, wyprzedzanie poboczem, jakiś czas temu na trasie S1 jakieś 50 metrów przed maską zawalił mi się wiadukt... jakoś zawsze udawało mi się wyjść z tego bez szwanku. Nie uważam się za wybitnego kierowcę i nadal robię dużo błędów, ale mam zdanie takie, że jeśli ktoś ma choć minimalny talent do jazdy i jeździ racjonalnie , czyli bez rutyny, bez popisywania się przez znajomymi lub samym sobą, dostosowuje prędkość do panujących warunków oraz ma choć trochę wyobraźni, że w danym miejscu nie powinien wyprzedzać, to jest w stanie uniknąć każdego zagrożenia...