Co do Immersion, to wypociłem trochę przemyśleń bo album nie daje mi spokoju. ;) Wall of Text incoming.
Genesis - Intro jak intro, te w Hold Your Color bardziej mi się podobało. To też jest fajne, ale nie dla tego pokochałem ten album i na pewno nie ten utwór wpłynął na moje końcowe odczucia.
Salt in The Wounds - Drugi utwór na płycie i OGROMNIE negatywne zaskoczenie. Nie mogę tego tracka określić inaczej niż marne popłuczyny po "Slam" z HYC (który jest jednym z moich ulubionych). Serio, musiałem się zmusić do przesłuchania całego utworu. Anyway - cienizna, lepiej już po raz kolejny puścić Slama.
Watercolour - Tu zaczyna się coś dziać i to z grubszej rury. Bardzo podoba mi się styl tego utworu, takie troche retro brzmienie jakby, słucham tego z przyjemnością. Utwór melodyjny, ma powera i jest charakterystyczny. Oby tak dalej albo jeszcze lepiej.
Set Me On Fire - Tutaj fajny dubstepowy kawałek, z niezłą nutą chilloutu. Nie lubię za bardzo takiej muzyki ale posłucham z chęcią jak będę miał ochotę na coś wolnego. Bardzo podobają mi się brzmienia.
Crush - Dobry kawałek, ale nic ponad to. Przyjemnie się słucha, powerek jest, ale żadnych głębszych emocji we mnie nie wzbudził. Tak czy siak, lepiej go mieć na płycie niż nie mieć
Under The Waves - Kolejny utwór w którym znowu po Watercolour można poczuć klimat tego albumu. Przynajmniej ja tak mam. Nie jest to jeszcze ostatnie słowo zespołu z Australii ale mimo wszystko jest to bardzo dobry, melodyjny kawałek D'n'B czyli to czego oczekuję po Pendulum.
Immunize - Obecność gwiazdy z The Prodigy daje się odczuć w zmianie stylu no i oczywiście w charakterystycznym kwaśnym brzmieniu. Kawałek buja nawet przyjemnie, szkoda że za wokal nie odpowiada tutaj Keith Flint, byłby hicior, a tak jest tylko dobrze. Lecimy dalej
The Island Pt 1. (Dawn) - Discoszmata. Nie chce mi się tutaj nic pisać, nie podoba mi się totalnie. Pominę ten utwór milczeniem ponieważ mamy:
The Island Pt 2. (Dusk) - G-E-N-I-U-S-Z. Gdy słucham tego utworu na mojej twarzy automatycznie pojawia się uśmiech. Tak pojebanego i efekciarskiego tracka jeszcze nie słyszałem. Tak tworzy się coś oryginalnego ale i jednocześnie dobrego. Kolejny z utworów (po Watercolour) dzięki którym kocham tą płytę. Pendulum dało radę, cholernie dało radę.
Comprachicos - Trochę inny, ale niestety słaby moim zdaniem utwór. Za dużo "rwania i łamania" bitu i wokal raczej nieciekawy. No ale nikt mi nie każe tego słuchać.
The Vulture - Linia melodyjna totalnie mi nie podeszła, a to skreśla ten kawałek z listy utworów na których temat chcę się w jakikolwiek sposób produkować. ;)
Witchcraft - Drugi (po Watercolour) singiel promujący płytę. Przyjemny i dobrze się go słucha, ale mimo wszystko traktuję go jako "wypełniacz" między tymi zajebistymi dziełami którym niewątpliwie jest...
Self vs Self - Jak to po raz pierwszy przesłuchałem, jedyne co przyszło mi na mysl to: o kurwa. Po czym przesłuchałem znowu i znowu i znowu itd. Melodyjny Death Metal przesączony elektroniką lecący na szybkim tempie jak to na D'n'B przystało no i oczywiście Rob Swire & Anders Fridén jako duet wokalny. Coś wspaniałego i świeżego. Powinni jeszcze nie jeden taki kawałek razem sklekocić, oj powinni. Dla mnie absolutny numer 1 na albumie i będę wracał do tego dopóki słuchu nie stracę.
The Fountain - Piedestał klimatu na tej płycie. Melancholia, romantyzm, kosmos. Piękna melodia, łagodna linia perkusyjna i bardzo przyjemny wokal. Mój numer 2 na albumie. Odpływam za każdym razem jak tego słucham, poprawia mi humor i pobudza wyobraźnie, czyli robi dokładnie to czego oczekuję po muzyce.
Encoder - Utwór wieńczący ale zdecydowanie jeden z lepszych, podzielony na dwie części, jedna wokalna bardziej, druga instrumentalna. Świetna na zakończenie i sprawia, że gdy już ucichnie ciągle myśli się o tym co właśnie leciało (albo puszcza się jeszcze raz ;) ).
Podsumowywując - Pendulum wydało świetny, zróżnicowany album na którym praktycznie każda piosenka jest inna ale i jednocześnie trzymająca poziom. Kwiatki typu Salt in The Wounds, The Island Pt. 1 czy Comprachicos nie są w stanie przyćmić geniuszu Self vs Self, The Island pt. 2, The Fountain czy Watecolour.
Po cienkim moim zdaniem In Silico panowie wracają na szczyt i biją swoim najnowszym albumem nawet uwielbiane przeze mnie Hold Your Color. Kupować w ciemno.
Z oceną się powstrzymam, bo musiałbym brać obiektywnie pod uwagę cały album a nie tylko wybrane tracki co niesłusznie moim zdaniem zaniżyłoby ocenę.
Tak na marginesie to cieszy mnie, że zespół ciągle się rozwija i szuka nowych rozwiązań oraz nie boi się współpracować z innymi wykonawcami. To im wychodzi tylko na dobre.
_________________
wodny napisał(a): wolałbym by ludzie pukali się w pupę niż mieli broń.
|