Havok napisał(a):
Trudno się do tego odnieść, bo oddziały niemieckie walczyły w wielu miastach i dawały radę. Nie pamiętam w tej chwili jakie jednostki stacjonowały podczas wybuchu powstania w warszawie i jaka była ich wartość bojowa. Niemniej ze strategicznego punktu widzenia lepiej było wysłać do miasta oddziały Dirlewangera, które i tak nie nadawały się do niczego innego poza mordowaniem cywili niż angażować tam regularne wojsko, które można było wykorzystać gdzie indziej. Co resztą zrobiono.
Walk w mieście było stosunkowo niewiele, bo większość miast nie przedstawia większego znaczenia strategiczno-obronnego. Lepiej zostawić to artylerii, bo "czyszczenie miasta" jest bardzo kłopotliwe dla regularnych wojsk, obrona też. Dla partyzantow (w domyśle - znających teren, potrafiących działać nieszablonowo w małych grupach) jest łatwiejsza obrona/atak. Z powodów taktycznych takie jednostki sprawdzają się lepiej, Niemcy po Stalingradzie nauczyli się że strzelcy wyborowi + małe jednostki szturmowe funkcjonują w takich warunkach bardzo dobrze, lepiej niż regularne plutony i kompanie. W dodatku napierdalał front sowiecki i do miasta wyslano tych, ktorzy byli pod ręką i nie przedstawiali większej wartości bojowej - w rozumieniu regularnych związków taktycznych.
Havok napisał(a):
Pytanie czy powinno się podejmować ryzyko walki mizernymi siłami mając pod bokiem kilka regularnych dywizji. Nawet jeśli "tylko nominalnie" było to 5 dywizji. Oczywiście, że niemcy zostaliby bo było to wiadome od 1943 (a może i wcześniej, to nie aż tak istotne). Ale dysproporcja sił była ogromna. Teraz załóżmy, że powstanie by się powiodło. Po Techeranie było już pozamiatane. "Sowieci mieli sobie jechać dalej". Dobre. Myślisz, ze stalin olałby miasto i pozwolił polakom na tworzenie jakichś niepodległych rządów etc? Powiedziałby raczej, fajnie że wyzwoliliście warszawe a teraz wypier***.
Powstacńy podejmowali walką nie z regularnymi dywizjami,a z policją, żandarmerią, dekownikami - ale nie po to by ich pogonić pod Berlin, ale by zdobyć przeprawy na Wiśle - mosty i przyczółki - dla nacierającej RKKA, która w tamtym okresie była sojusznikiem sojuszników i Warszawa była na głównym kierunku strategicznym jej uderzenia. W dodatku W Warszawie jest główny węzeł kolejowy regionu. Warszawa
musiała być zdobyta.
Opinie o Stalinie w tym okresie wcale nie były jednoznaczne. Był zwolennikiem "socjalizmu w jednym kraju", sporo było lewicowców w AK, uważano że Barbarossa połamał mu kilka kości. Nie znano wyników Teheranu, bo te zostały na prosbę FDR utajnione. Powstanie było dla niego (ze względów militarnych) darem losu, znacznie upraszczało problem przelamania rubieży Wisły. Warszawa w jego śmiałych planach nie miała być zagarnięta, to nie kresy wschodnie. Powstańcy pewnie uważali że to win-win. Ewentualnie jakaś podległość, "finlandyzacja", ale tydzień walki i po strachu. Tow. Stalin był jednak skurwysynem nie do opisania i zrozumienia. Ale to nie wina Powstańców, żaden normalny człowiek Zachodu nie potrafiłby tak kalkulować.
Havok napisał(a):
Mimo wszystko walki we włoszech blokowały część sił niemieckich. Więc ze strategicznego punktu widzenia walki te miały jakiś sens. Jeśli jednak przyjąć, że walki o MC były bezsensowne, to warto zauważyć, że walczyła tam regularna armia dysponująca środkami do prowadzenia walki. Jeśli nie widzisz różnicy miedzy wysyłaniem do walki żołnieży a pół cywili do tego kiepsko uzbrojonych (1000-3500 sztuk broni na 36500 zmobilizowanych) i szastaniu życiem kilkuset tysięcy cywili to raczej się nie dogadamy. No ale każdy może mieć swoje zdanie.
Albo niewielkie siły niemieckie wiązały znaczne siły alianckie. Które mogły w tym czasie przeć na Berlin, zamiast wykrwiawiać się na drugorzędnym teatrze działań. Strategicznie lądowanie we Włoszech było błędem.
I to nie Powstańcy strzelali do cywilow, tylko Niemcy. To sprawca jest winny, nie ofiara.
Zgoda, powstańcy byli nieprzygotowani do walki. Na ich korzyść działała znajomość terenu. Taki los powstańców - znają teren i mają za mało broni. Wątpię czy przewidywali rzeź Woli, skalę bestialstwa. Niemcy mimo wszystko kierowali się jakąś logiką. Takie bestialstwo było zbędne i nieprzewidywalne. Może gdyby nie zamach na Hitlera... znalazłby się rozsądny nazista i wskazał po paru dniach że lepiej zostawić Warszawę i wbić klin między aliantów.
Aldatha napisał(a):
Niestety mendol ma racje polecam książkę pakt ribbentrop-beck
wkurwia mnie ze tak piękne miasto jak przedwojenna Warszawa jest teraz tak brzydka kupa
smutne ze w latach trzydziestych podobnie jak teraz rządzili nami idioci
przykre ze bagatelizuje sie to ze wojna i niszczenie Polaków przez stalina cofnelo nas o lata
kampania wrzesniowa jest pochodna debilnej polityki becka i slusznie bylismy traktowani przez aliantów jak kozly ofiarne
Raczej "Obłęd '44" jak jesteśmy w temacie. Zychowicz kreuje się na spadkobiercę profesora Wieczorkiewicza, ale czasem jak coś pierdolnie...