Kamień czyli ( kamień łamany, piaskowiec, otoczaki, granit, marmur) jest materiałem ozdobnym i jego cena w porównaniu do ceny cegły lub ściany betonowej / żelbetowej jest kilkanaście razy wyższa. Dlatego właśnie się ich nie tynkuje. Zaprawa to już zupełnie inna bajka, zaprawy wapiennej w tych czasach się praktycznie nie stosuje.

http://www.ultimatestonesealers.com/ - każdy kamień na koniec się maluje - najczęściej przezroczystym sealantem (nie znam polskiej nazwy). Inaczej nie domyłbyś kamienia jakbyś go ochlapał np. kawą. Oczywiście nie jakiś specjalnie wypolerowany opal czy marmur, który jest już wcześniej zrobiony na finish.

Farby cienkopowłokowe nie nadają się na "grunt" jak to nazywacie w Polsce. Nie wchodzą w reakcję z tynkiem, gipsem, co tam kładziecie w Polsce na ściany. Zostawiają tylko cienką powłoczkę na nim - stąd nazwa. Dlatego używa się podkładu - w UK robi się mistcouta, w Polsce się gruntuje rozcieńczonym PVA-em (też nie znam polskiej nazwy).

Zresztą tak jak pisałem wcześniej - w Polsce zupełnie inaczej się robi, są zupełnie inne materiały - kiedyś szukałem undercout czy primer do drewna to dowiedziałem się w specjalistycznym sklepie zaznaczę, że "po co? nie trzeba, może pan od razu..", a jak zobaczyłem pędzle to nie byłem pewien czy to nie dowcip.

Piszesz o specyficznym rodzaju kamienia zwanym piaskowcem, i też nie maluje się go tylko impregnuje (podobnie jak drewno) a czynność powtarza się co 2 lata.
Nie ma czegoś takiego jak farby cienkopowłokowe, może od razu cienkobłonowe?
W Polsce technologia jest ta sama, nazewnictwo się jedynie różni.

@Noasz - zwracam honor, napisałem zbyt skrótowo, ofc chodziło mi o zaprawę wapienną, zdziwiłbyś się ile tego jest w Częstochowie.

no to może faktycznie niech kupi tego duluxa i po kłopocie, lepsze to niż wyburzenie ścian, zrobienie ich z piaskowca plus nakładanie cienkowarstwowych impregnatów

piszesz o zaprawie cementowo-wapiennej

Językowy terrorysta Masz firmę remontową?

Bo to zasadnicza różnica. Nie, ale pracuje już w tym fachu długo.

Podłącze się z troche z dupy pytaniem. Waszym zdaniem latwiej sprzedac mieszkanie po remoncie czy do remontu? Czy moze niekoniecznie generalny remont a "odswiezenie" ?

Po remoncie wizualnym.

Po remoncie.

Czyli jednak ludzie wola przyjść na gotowe niż zrobić po swojemu.

trza ogarnąć trochę chate. ;]

Nie ważne co ludzie wolą. Jak będą jakieś wizualne uszkodzenia to od razu będziesz miał próbę negocjacji ceny. Teraz nie jest dobry czas na sprzedawanie, ale na kupowanie. Ceny lecą na pysk od paru lat.

Mysle podobnie, szukałem jakiegokolwiek potwierdzenia. Bo myslalem o zamianie mieszkania, bez bawienia się w remonty, ale to by nie przeszlo, chyba, ze po znajomości

Jak wszystko zależy od koniunktury , znajomy w 2009 roku sprzedał mieszkanie które kupił za 50 tyś za 200 z kawałkiem , ponad 150 tysi na czysto , prawie nie remontował

akurat wtedy banki chętnie dawały kredyty mieszkaniowe młodym

Mieszkanie za 50 tyś ? To ile ono miało metrów ? 10 ?

Pewnie komunalne.

W 2009 mieszkania były naprawdę tanie, teraz też są tanie, ale ogólnie ceny wzrosły wszystkiego. Jakiś pojebany czas w deweloperce nastał. I żadnych wskazań kiedy może być lepiej dla sprzedających.

Ale ceny ponizej 100 tys to kojarza mi sie blizej roku 2000 niz 2010

Bede robil remont, nie szukalem za bardzo 'szpeców' a jakoś nikt z polecenia się nie napatoczył.
Zjawil sie u mnie gosc/firma co niby zrobi mi wszystko (co byloby mi wygodne)

A robie:
powierzchnia 38 m (tylko lazienki nie ruszam)
wymiana elektryki na miedz z kuciem z materialem
gipsowanie i malowanie bez materialu
cyklinowanie x3/lakier z materialem
polozenie plytek w kuchni bez materialu

I niby chca 6k zł + koszty typu rozdzielnia itp. W sumie to nie chcialbym marudzic, ale czy to nie za tanio?