Nagle spomiedzy chmur wylonil sie zlowrogi cien. Byl on tak ogromny, ze przeslonil caly ksiezyc tak, ze nie przedostawal sie zaden promien. Nagle mrok zanurkowal. Wszyscy padli na ziemie. Gdy wstali zauwarzyli ze po dwoch wierzchowcach pozostaly tylko kopyta.
Nagle z oddali dobiegly odglosy bebnow. Wszyscy spogladali w ciemnosc, z ktorej dochodzily dzwieki piesni wojennej. Gdy przez chwilke ksiezyc zostal odkryty ujrzeli przed soba, w odleglosci mili zbiorowisko wszelkiej masci potworow. Byly tak orki, ogry, trolle, nieumarli a nawet giganci. Niedaleko nich spostrzegli ogniaska w obozie ludzi. Byli tam zolnierze ubranich w zbroje na ktorych widnialy znaki jakie widzieli na zbroji czarnego rycerza.
Za soba uslyszeli huk jakby walily sie gory. Gdy sie obrocili rysowala sie przed nimi sylwetka ogromnego wyrma. Jego luski byly jako cien nieprzeniknione. Na jego grzbiecie siedzial ow rycerz, ktorego juz raz spotkali. Nic nie mowil tylko na nich spogladal. Juz chcieli wyjmowac miecze i rzucac zaklecia lecz nie mogli sie ruszyc. Cos krepowalo ich ruchy. W ich glowach odezwal sie glos.
"Czy naprawde myslicie, ze mozecie sie mi przeciwstawic? To, ze pokonacie moich podwladnych nie oznacza, ze mnie pokonacie. Nie mozna zabic czegos co niezyje od eonow i sie nie rozpadlo. Przezylem wiele bitew a gdy poleglem zostalem przywrocony do zycia jako zjawa. Moglem przenosic sie z ciala do ciala. Gdy zabijano jedno przechodzilem do drugiego. Teraz odkrylem rytual pozwalajacy pozostac w jednym ciele i uczynienie go niesmiertelnym jak ja. Teraz juz wiecie, ze zawsze bede powracal. Niewazne ile razy wygracie z armia bezmyslnych potworow mnie i tak nie pokonacie."
Usmiechnal sie i spostrzegli wydluzone kly w jego usmiechu. Poderwal skrzydlatego upiora i odlecial w kierunku obozujacej armii.
(hehe trzeba bylo jakos urozmaicic to wszystko
)