Mac napisał(a):
Zaczalem czytac Fundacje Asimova, a dokladniej przeczytalem wlasnie pierwszy tom, Prelude to Foundation... i jestem rozczarowany.
Ksiazka jest dosc naiwna pod wieloma wzgledami i nudnawa... po recenzjach cyklu spodziewalem sie zupelnie czego innego.
Pytanie - czy potem (w kolejnych czesciach) jest lepiej?
Nie przeczytałam całej serii - ale przebrnęłam przez około 4 części. Same dzieje Fundacji może nie są takie złe, ale postaci są naiwne i drewniane przez cały czas. U Asimova bardzo widać to, że - szczególnie kiedyś - w powieściach sci-fi kładziono nacisk na sam wykreowany świat, nie zaś na samą fabułę. W gruncie rzeczy, Asimov był bardziej naukowcem uwielbiającym teoretyczne rozważania na wszelkie tematy, niż pisarzem mającym na celu dostarczenie czytelnikom rozrywki.
Podobne wrażenie łatwo zresztą odnieść czytając innego giganta - Arthura C. Clarke'a. Choć moim zdaniem on pisał dużo lepiej, a - np. - pierwsza część Ramy jest bardzo OK, potem atakują nas rozmaite ideologie i dywagacje o tym jak niedoskonałym gatunkiem jest człowiek. I to wszystko w towarzystwie bohaterów wystruganych z drewna.
I o ile X lat temu to mogło być jakieś odkrywcze i ciekawe (szczególnie w dobie Zimnej Wojny), o tyle dziś rozczarowuje. Starsi autorzy sci-fi najbardziej cierpią na nieustannym powielaniu ich pomysłów przez innych - gdy trafiamy na ich powieści, mamy wrażenie, że wszystko widzieliśmy 100 razy, tylko lepiej napisane. I najpewniej tak właśnie jest.
A ich zasługą jest głównie to, że byli pierwsi.