To czym dobra pakowane powinny kusic klienta, to wartosc dodana do zawartosci.
Jak kupuje album, to kupuje muzyke, pudelko, plyte i ksiazeczke w srodku. I jesli te dodatkowe elementy prezentuja sie fajnie i ciekawie, w przystepnej cenie, to czemu nie kupic calego pakietu. W ten sam sposob sprzedaja sie wersje kolekcjonerskie gier, 2x drozsze, ale sa elementem kolekcji.
Fakt jest taki, ze przemysl fonograficzny sie zatrzymal z technologia. Nikt juz nie uzywa CD. Ja nawet jakbym chcial kupic album, to musialbym go sluchac na PS3, bo poprostu nie mam ani kina domowego, ani stacjonarnego/przenosnego odtwarzacza CD. Wszyscy sluchaja muzyki z ipoda albo telefonu. Trzeba sie do tego dostosowac.
iTunes byl pierwszym, bardzo odkrywczym ruchem. Mozna kupic kawalki albumow, zsyncowac z iDevice, i wszystko smiga. Jest interfejs, ktory kompleksowo obsluguje nasza biblioteke (wartosc dodana), piosenki kosztuja 99c. Z zespolow, ktore lubie, nie wszystkie piosenki na albumie mi sie podobaja, i poprostu zaplacilbym mniej, ale wzial tylko te co mnie interesuja.
W dzisiejszym swiecie muzyke konsumuje sie prawie jak jedzenie. Czlowiek zalapie faze na jakas kapele albo rodzaj muzyki, po tygodniu to sie nudzi i szuka czegos nowego. To oznacza ze jest ogromna przestrzen zeby sprzedac swoje rzeczy, o ile ktos bedzie chcial ich sluchac. Problemem wytworni jest to, ze nie potrafia sie przeniesc z zarobkow rzedu $15 za plyte, na $5 za nowa plyte.
Studia gier, ktore robia gry mobile, pracuja pol roku-rok, w kilka osob, zeby zrobic jedna gre na iPhona, ktora idzie za 99c. I ludzie za to zyja, utrzymuja cala firme i interes sie kreci. A do stworzenia dobrej gry trzeba miec dobrych technicznie fachowcow i kreatywny zespol designerow i grafikow ktorzy to wszystko zepna. Smiem twierdzic ze jest to bardziej pracochlonny proces niz darcie mordy do mikrofonu i granie na gitarze. Tyle ze pracownicy takiego studia zarabiaja normalna pensje, ich firma rozwija sie powoli, a w razie ogromnego sukcesu (patrz angry birds i poprzednie produkcje Rovio Mobile) sa naprawde ustawieni. Ale cos takiego sie nie zdarza caly czas.
Muzyka jest o wiele bardziej mainstreamowa niz aplikacje mobile, wiec napewno da sie zarobic. Nawet gowniane kapele typu LMFAO albo piosenki o niczym vide Rihanna maja swoja publicznosc. I oni za to zaplaca. Im bedzie taniej, im wygodniej, tym wiecej ludzi to kupi. Najwazniejsza w zwalczaniu piractwa jest wygoda dostepu do mediow.
Nie mowie juz o tym ze muzyka, tak jak wszystko inne, podlega zwyklym dzialaniom marketingowym. Zobaczcie co sie dzieje na steamie, jak sa wyprzedaze, ile ludzi rzuca sie na gry, ktorych wczesniej by nie sprobowali, albo nie slyszeli o nich. Z muzyka da sie zrobic dokladnie to samo. Trzeba tylko dotrzec do klienta i dac mu naprawde dobry deal, a nie ciagle wystepowac z pozycji pol-boga, do ktorego trzeba isc na kolanach i dawac hojne dary zeby dal posluchac swojego rzepolenia.
Jest w tym wszystkim wiele emocji, bo poza artystami, ktorzy chodza nonstop zacpani, nachlani, przepuszczaja kase na wille, dziwki, narkotyki i robia sobie wolne na kilka lat, sa jeszcze szefowie tych koncernow medialnych. John z Edgarem dostaja rocznie po kilka milionow USD za to ze pierdza w stolek, bo biznes sam sie nakreca. Jedyne co musza zrobic to wypromowac artyste (wytwornie, a nie CEO), a przy odpowiedniej ilosci kasy mozna zrobic hicior z wszystkiego (patrzcie modern warfare), trzeba rzucic tylko wystarczajaco duzo sosu. Tak wiec, ci szefowie naciskaja na cala organizacje zeby bronila ich dochodow, zeby oni tez mogli chodzic na dziwki i wsysac koke z ich tylkow, a ich dzieci zeby mogly sie rozbijac zlotymi ferrari.
Poki nie nastapi bunt spoleczny, lub legislacyjny dotyczacy zarobkow w korporacjach, to tego rodzaju przypadki beda nagminne. Oczywiscie, ingerencja w to ile prywatna firma placi swoim pracownikom jest pewnym naruszeniem jej suwerennosci, ale sa kwoty gornych widelek, ktore powinny starczyc kazdemu.
Czlowiek, ktory stworzyl przedsiebiorstwo, dal ludziom prace, wynalazl cos, powinien zbierac owoce swojej pracy. W korporacjach mamy czesto arbitralnie osadzonych figurantow na najwyzych stolkach, ktorzy dostaja tone kasy za pierdzenie w stolek. Oni niczego nie produkuja, wartosc ich zarzadzania w zaden sposob nie usprawiedliwia kosztow, jakie firma ponosi zatrudniajac ich. Pytanie, czemu dostaja tyle kasy? Na rynku pracy CEO jest ciezko, i jak sie wypadnie z wozka to mozna dlugo szukac pracy, ale tak samo jest na kazdym innym stanowisku.
Jest to niestety przyklad rownania w dol, ale jesli bysmy rownali w gore, to nastapila by inflacja wszystkiego, i dalej by bylo po staremu.
No, wall of text crits you, and you.
_________________ Nestor#1522
|